Analizując sankcję nakładane na Rosję sporo osób odnotowuje spore rozczarowanie ich rezultatem. Wszelkie „opcje nuklearne” okazały się mieć niewielkie znaczenie. Samoloty nie latają, McDonald nie działa i co? I Nic w Rosji „buisiness as usual” tyle tylko, że inne destynacje wakacyjne. Czy jest tak jak twierdzi Michał Fiszler (swoją drogą jego analizy wojenne w „Polityce” naprawdę polecam, bo są znakomite tak w warstwie merytorycznej jak i literackiej), że Rosjanie gotowi są na każde poświęcenie byle tylko utrzymać przekonanie o swojej potędze? Czy zachód temu wielkiemu geograficznie i zasobnemu krajowi może realnie tylko pogrozić palcem? Czy eksperyment z czegoś, co nazwałem denetworkizacją gospodarki okazał się rosyjskim sukcesem? Mimo wszystko uważam, że wątpię z wielu wzajemnie związanych ze sobą przyczyn. O kilku postaram się pokrótce napisać poniżej.
Rozpocznijmy od żywności, aby płynnie dojść do ukrytego żądła sankcji. I podatności, którą najmniej widać, bo działa powoli, bardzo powoli, ale jest trudna do odwrócenia. Otóż ZSRR od zawsze miał problemy z rolnictwem. Było mało wydajne i bardzo pracochłonne. Rosja problem ten rozwiązała produkując olbrzymie nadwyżki zbóż i wielu innych produktów. Do tego wystarczyło zmienić straszliwie niewydajny pseudokomunizm na prymitywny oligarchiczny kapitalizm. A potem mieszanka nowoczesnych odmian zbóż + nawozów + środków ochrony roślin i parku maszynowego gwarantuje sukces mierzony poziomem eksportu płodów rolnych. I zabezpiecza kraj przed największym problemem wojennym – niedoborami żywności. To absolutna prawda. I zarazem ogromna podatność. Bo zobaczcie ile z tej mieszanki składników wysokowydajnego rolnictwa zależy od dostępu do sieci handlowych. Nasiona, środki ochrony roślin, nawet w dużej części nawozy, (choć tu akurat najmniej) to były rzeczy, które zostały kupione i sprowadzone z zagranicy. I wymagają wbrew pozorom dostępu do dostawców a jeśli są przez nich wytwarzane na miejscu do sieci wsparcia. A nie doszliśmy jeszcze do najciekawszego. Maszyn rolniczych. Oczywiście na obrazkach z rosyjskich pół widać trochę rosyjskich maszyn rolniczych. Jednak duża część sprzętu pochodzi od zaledwie kilku globalnych dostawców. I wiecie, że oni w swojej masie już Rosji nie obsługują. A kombajny, ciągniki, siewniki mają w zwyczaju się psuć. Nowoczesnego kombajny nie naprawicie w stodole przy zagrodzie. Ten sprzęt wart jest często ponad milion EUR i wymaga serwisu, który nie tak znowu znacznie różni się od serwisu samolotu pasażerskiego. I tak jest wszędzie. Każdego dnia w gdzieś w Rosji staje jakaś obrabiarka CNC, bo zepsuł się jakiś chip za 0,5$. Co kiedyś spowodowałoby zaledwie kilkuminutową przerwę w produkcji. Ale dzisiaj tak już nie będzie. Bo i chipu nie będzie. Oczywiście każdy pojedynczy problem tego rodzaju da się, jakość obejść. Niektóre nawet dość łatwo. Ale tych problemów będą pojawiać się z każdym tygodniem nowe tabuny. W każdym obszarze gospodarki. Samochody potrzebują części, podobnie jak odkurzacze czy lodówki.
Kiedyś funkcjonowanie poza siecią było jak najbardziej możliwe. Niestety dla nas konsumentów ostatnie lata (czy bardziej dekady) przyniosły oligopolizację bardzo wielu rynków i blokowanie wyrobów w zamkniętych ekosystemach. Jeżeli nas denerwuje „planowane starzenie” naszej pralki czy lodówki to, co dopiero powiedzieć w momencie, kiedy nie ma ani części do starej ani nadziei na kupienie nowej. Wysoce wydajne rolnictwo w Rosji może, więc być zmuszone do wykonania kilku kroków wstecz. Ale przecież nie tylko rolnictwo czy dobra konsumpcyjne. Poszukiwanie nowych surowców i przerób starych złóż w Rosji silnie zależy od technologii sprzedawanej do niedawna przez świat zachodni. Dekady nie sprawiły, że Rosja stała się posiadaczem patentów czy producentem sprzętu do wydobycia ropy czy poszukiwań niklu. W rezultacie nawet maszyna dostarczająca dewiz może się w przeciągu kilku lat zaciąć na dobre. Ten proces dotyczy w zasadzie każdego „produkcyjnego” obszaru rosyjskiej gospodarki. Bo ten sam problem, jaki mają kombajny dotyczy sterowanych numerycznie obrabiarek, narzędzi do cięcia czy robotów przemysłowych.
To oczywiście problemy gospodarki realnej i produkcyjnej. Mitygacja tych zagadnień jest oczywiście w jakimś stopniu możliwa z pomocą chińską, ale tez i same Chiny „wiszą” na sferze zależności „know how” ze strony zachodnich producentów, więc skłonność do sprzedaży części poza sankcjami może być dalece niewystarczająca w stosunku do potrzeb. No, ale pozostaje jeszcze kwestia, która w Rosji stanowi problem programowo ignorowany – ludzie.
Bo ci jak wieść gminna niesie i pokazują badania wieją na potęgę. Różne źródła podają, że od mateczki Rosji uciekło 150-300 tysięcy ludzi. Oczywiście nie takich banalnych robotników. Wieje przede wszystkim inteligencja techniczna. Młodzi inżynierowie i informatycy, osoby pewne znalezienia dobrze płatnej posady w każdym innym kraju a jednocześnie lepiej poinformowane i posiadające zdolność do przewidywania. Oczywiście ubytek 0,15-0,3 miliona ludzi w 140 milionowym kraju nie załamie gospodarki. Ale upośledzi jej najcenniejsze sektory. W tym zbrojeniowy, finansowy i IT. Zwłaszcza, że do końca roku nawet nabycie nowego laptopa może zacząć być problemem. Reszta kraju pewnie wytrzyma. Ale pamiętajmy, że nawet hodowle rekruta na dalekim wschodzie mogą się zaciąć zwłaszcza w kraju gdzie demografia od lat jest istotnym problemem.
Najbliższe lata przyniosą nam, więc wielokierunkowe problemy w gospodarce, które zapewne będzie próbowała Rosja rozgrywać na użytek wewnętrzny, jako „ekonomikę wojenną”. Opracowane mechanizmy substytucji zasobów i rozwijane sposoby obchodzenia sankcji zapewne mocno w tym pomogą. Nie jestem jednak do końca przekonany czy Ukraińska skóra będzie warta wyprawki. W okresie 2-5 lat zacznie działać trudno odwracalna zmiana systemu dostaw surowców. Rosyjska ropa i gaz staną się surowcami trudno zbywalnymi. Tym bardziej, że ich zbycie w innym niż tradycyjny kierunku wymagać będzie niemałych inwestycji w gazo i ropociągi oraz przystosowanie rafinerii, których ponoszenie może nie być dla wielu krajów Azji opłacalne. A perspektywa 10-15 lat to już gospodarka zachodu oparta na kombinacji OZE z (prawdopodobnie) atomem. Co sprawi, że Rosji pozostaną tylko minerały. A przetwarzanie tych jest dużo trudniejsze logistycznie od ropy i gazu. Zwłaszcza za kręgiem polarnym.
Rosja swoją relatywną siłę zbudowała w oparciu o bardzo ekstensywne metody rozwoju. Głównie surowce oraz spieniężanie pozostałego z ZSRR know how. Które degraduje się do niemal całkowitej utraty wartości. Na nowe badania w dziurawym systemie brakowało funduszy stąd nieustanny recykling starych pomysłów ubieranych w nowe szaty. Oczywiście takie metody pozwalają na utrzymanie w dużej zasobności elity kraju (kilkaset tysięcy ludzi) oraz warstwę urzędniczo-wojskową (kilka milionów) pozostaje tylko pytanie, co zrobić z resztą. Mam wrażenie, że w Rosji wytworzono twardy podział wschód-zachód i miasto-prowincja dużo bardziej intensywny niż w reszcie świata. Rolą miast na zachodzie jest wykonywanie działań produkcyjnych w zakresie dość prostych działań przemysłowych silnie dotowanych przez państwo, wschód i zachodnia prowincja pełnia zaś rolę ferm rekruta dość masowo wykorzystywanego do obsługi machiny wojennej. System tak skonstruowany jest, więc niewrażliwy na pierwsze przejaw denetworkizacji, (bo oparty jest na rynku wewnętrznym a jego skala zależności w produkcji innej niż ropa i gaz jest niska), ale może być krytycznie wrażliwy na jej długoterminowe rezultaty, które trudne są do prostego odwrócenia. Przyprawa, bowiem (dewizy) musza płynąć, aby utrzymać dużą część de facto deficytowej gospodarki a granice muszą być otwarte, aby utrzymać tę część, która prosperuje w warunkach rynkowych. Niedługo może zabraknąć wszystkich tych rzeczy.