Nie jestem w tym postrzeganiu odosobniony, bo ci, którzy przeżyli stan wojenny, jako pokoleniowe doświadczenie to dzisiaj, co najmniej czterdziestokilkulatkowie. Ale też stan wojenny stanowił dla wielu traumę, która całkowicie i na wiele lat utrwaliła wizje rzeczywistości, w której rolę Dartha Vadera spełniał mniej lub bardziej udanie Wojciech Jaruzelski. Co prawda Skywalker/Lech Wałęsa zestarzał się i skompromitował, ale to wcale nie znaczy ze główny czarny charakter podlega rehabilitacji.
Czym był stan wojenny? Nie do końca wiadomo. Najbliżej mu chyba do wojskowego puczu, chociaż trudno w historii o równie niechętnych przejmowaniu władzy wojskowych jak ci z LWP. Przejmowanie władzy w kraju, który był bankrutem, przy dość powszechnym krajowym i międzynarodowym sprzeciwie, trudno uznać za nobilitację czy sukces.
Jest jeszcze najbardziej kontrowersyjna kwestia – ofiar. Otóż stan wojenny był puczem relatywnie (słowo klucz) bezkrwawym. Z opozycją poradzono sobie nad wyraz sprawnie, zbrojnego oporu nie było, cywilny sprzeciw szybko wyeliminowano. Kraj został opanowany w kilka tygodni i to opanowany niezwykle skutecznie. Wszystko miało charakter wewnętrznego „ściągnięcia cugli” a nie wojny domowej. Nikt nie sięgnął po broń a opozycjoniści spędzili kilka miesięcy/lat w (znowu słowo klucz) relatywnie niezłych warunkach. Nie było powszechnego stosowania tortur, głodzenia, bicia etc. Jeżeli porównamy to z puczami i przewrotami w Ameryce Południowej (Chile, Argentyna) czy Europie (Grecja) a nawet sposobem traktowania opozycji w PRL zaledwie trzy dekady wcześniejszym to mówimy o bardzo łagodnym zaostrzeniu kursu. PRL z lat 80-tych to nie była Korea Północna, to nie było nawet Chile. Popełnię największe możliwe świętokradztwo i stwierdzę, że najbardziej przypominał mi sanacyjną II RP.
Zasługą Wojciech Jaruzelskiego jest i na zawsze pozostanie pokojowe i bez pretensji oddanie władzy. Oczywiście władzę tę od nomenklatury trzeba było kupić. Ale czy to per saldo nie wychodzi taniej niż krwawa rewolucja? Tym bardziej, że rządzący posiadali w ręku wszystkie asy, cały aparat przemocy, nadzór nad gospodarką, życzliwe im wojska Wielkiego Brata gotowe do interwencji. Jeszcze lata całe, nawet mimo bankructwa bloku, mogliśmy żyć a autarkicznym piekle na wzór Północnej Korei lub neoliberalnej dyktaturze na wzór pinochetowskiego Chile lub Chin.
Znając życiorys Wojciecha Jaruzelskiego trudno mówić o nim, jako o postaci pomnikowej. Jest jednak takim Darthem Vaderem naszej niepodległości. Biologicznym niechcianym ojcem.