Pozycja Izraela na Bliskim Wschodzie przeszła od czasu kryzysu paliwowego w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia prawdziwą rewolucję. Z najgorszego wroga krajów arabskich stał się jednym z najbliższych sojuszników, co zmusza go regularnie do kolejnych piruetów w kwestii wyznawanych wartości i realizowanej polityki. Ja śmiem postawić mało odkrywczą tezę, że fundamentalnie istotną kwestią dla państwa Izrael była rewolucja religijna w Iranie w 1979 roku. I że Iran jest kluczowy dla obecnej polityki zagranicznej Izraela. Oficjalnie, jako najgorszy z wrogów, ale realnie, jako najlepszy z sojuszników.
W latach siedemdziesiątych fundamentalnie istotne dla „bliskiej” polityki zagranicznej Izraela były relacje z Palestyńczykami. Którym państwo Izrael regularnie zabierało tereny i ziemię oraz w miarę możliwości zmuszało do emigracji przy użyciu metod, które ani z demokracja ani z prawami człowieka nie miały wiele wspólnego. Palestyńczycy mieli dość jednolite wsparcie państw muzułmańskich mimo tego, że sami stanowią grupę bardzo niejednolitą religijnie w dodatku po latach diaspory mocno wewnętrznie podzieloną. Ale Izrael postrzegany (skądinąd słusznie), jako „niezatapialny lotniskowiec” USA i eksponent amerykańskiej polityki na bliskim wschodzie był zwalczany dość jednolicie przez państwa muzułmańskie opierając się na wspólnocie tak religijnej jak i wspólnym politycznym interesie. Głownie jednak na tym ostatnim, bo w latach 60 i 70 kwestie religijne nie zajmowały istotnej pozycji. W większości krajów arabskich rządziły różne odmiany szeroko pojętych „socjalistów” ugrupowań w większości świeckich a religię traktujących, jako ornament. Taki stan rzeczy sprawił Izraelowi niemało kłopotów tak w 67 jak i 73 roku. Mimo że obie wojny były spektakularnymi sukcesami państwa żydowskiego jednak te sukcesy dalekie były od oczywistości. A naftowe embargo wstrząsnęło światem w stopniu do dzisiaj rzadko spotykanym.
Lata 80, a szczególnie rewolucja w Iranie przyniosły Izraelowi szanse n wykorzystanie i odnowienie fundamentalnego podziału wśród państw muzułmańskich. Iran stanowił niezdobytą górska twierdzę szyityzmu jednej z dwóch podstawowych odmian islamu od zawsze silnie skonfliktowanej z islamem sunnickim, który wyznawały państwa arabskie. Co jeszcze korzystniejsze dla Izraela silne szyickie mniejszości występowały tak wśród Palestyńczyków jak i u pozostałych sąsiadów ze szczególnym wskazaniem na Syrię i Irak. Rewolucja w Iranie i gwałtowny wzrost znaczenia radykalnego islamu sprawił, że wkrótce zamiast atakować Izrael państwa muzułmańskie zaczęły a to wzajemnie brać się za łby (Iran z Irakiem) a to mieć poważne problemy wewnętrzne (najpierw Liban później Irak, Syria czy sami Palestyńczycy). Umożliwiło to zajecie przez Izrael idealnej z jego punktu widzenia pozycji zewnętrznego „starego wroga”, czyli w latach 2000 już bez mała przyjaciela. Rozpoczęło się od ocieplenia relacji z Egiptem potem przyszła kolej na państwa Zatoki Perskiej. Równolegle w Izraelskiej polityce Iran awansował na wroga nr 1 (choć przecież to nie z nim Izrael toczył wojny). Ta zimna wojna Izraelsko-Irańska tocząca się na wielu obszarach zastępczych trwa do dziś. I wydaje się paradoksalnie korzystna dla obu stron.
Iran wyrósł na regionalnego silnego gracza, który pomimo sankcji i ostracyzmu utrzymuje mocną pozycję w regionie, a Izrael od lat ma wręcz kordialne relacje z krajami arabskimi wspierając lokalne satrapie wiedzą i umiejętnościami w tłumieniu lokalnej opozycji i stanowiąc dostarczycieli techniki na bardzo wielu obszarach od militarnego do zarządzania wodą. Istotność tego niepisanego dealu z Iranem jest szczególnie widoczna w momentach, kiedy USA chcą wyrwać Iran z izolacji. Wtedy zawsze uaktywnia się silne izraelskie lobby robiąc wszystko, aby tej izolacji jednak nie przełamywać. Iran ma być dokładnie tam gdzie jest, potrzebny, bombardowany od czasu do czasu, ale przewidywalnie fanatyczny. Państwo żydowskie to najlepszy gwarant rządów ajatollahów.
Odpryski widzimy niestety w ostatniej polityce w relacji do Ukrainy. Izrael romansuje z Rosją nie tylko, dlatego że ma liczną rosyjską mniejszość, ale także, dlatego że w istocie bardzo zależy mu na tym, aby nic nie zmieniło się w dogodnym układzie wrogich Iranu i Syrii. Bo jeśli arabscy szejkowie przestaną panicznie bać się ajatollahów z Persji to mogą znowu zwrócić uwagę na Izrael. A jeśli Palestyńczycy nie daj Boże zorientują się, że te religijne podziały to tylko gra mogą tymi skrawkami terytorium wreszcie zacząć zarządzać razem i sprawnie. A to nie jest i nie było w interesie Izraela.
Więc irańskie drony dalej będą latały a izraelska broń dalej nie będzie trafiać na Ukrainę. Bo tu nie o Ukrainę chodzi.