O niezbyt cnotliwej pannie S. w duchu eufemizmów i metafor

Była sobie niegdyś moi drodzy Panna S. W młodości piękna i pełna adoratorów i admiratorów, którzy za nią gotowi byli nie tylko na odsiadkę, ale też pisali bardzo piękne piosenki. Ale lata mijały ustrój się zmienił, uroda nieco przyblakła a nasza bohaterka zmuszona była do dokonywania coraz to trudniejszych wyborów. Bo wraz z przemijającą urodą ilość absztyfikantów uległa radykalnemu zmniejszeniu a ci, co pozostali nie grzeszyli ani urodą, ani wzrostem a tym bardziej pełnym uzębieniem.

Rachunki jednak nie opłacą się same, więc weszła Panna S. w związek z człekiem niezbyt urodziwym i z trudnym charakterem, ale posiadającym ostateczny afrodyzjak – władzę. A dla władzy wiadomo można w duchu kompromisu nieco nagiąć wyznawane konserwatywne wartości i wykrzesać z siebie entuzjazm dla mało romantycznego w tym wieku fellatio. Romantyzmu może nie było, ale usługi kurtyzany Panna S. świadczyła dobrze i była za nie sowicie wynagradzana. Może niekiedy przeszkadzały jej pogardliwe spojrzenia obserwujących owe publiczne afekty widzów, ale szybko nowa sukienka czy torebka pozwalała zagłuszyć wyrzuty sumienia. Które zresztą po latach nieco obumarło.

Ale jak to często w życiu a dużo rzadziej w bajkach bywa nasz stały klient stracił władzę. A co za tym idzie oburzona Panna S. utraciła źródło dochodu. I teraz idzie demonstrować wespół z rolnikami. Stara kurtyzana na barykadzie. Bardziej śmieszna niż straszna. Brzydka i bezzębna. Niepotrzebna.

Wpis dedykuję wielbicielom wulgarnej dosłowności w komentarzach i pewnemu nieżyjącemu od lat bardowi, który o Pannie S. pisał bardziej sentymentalnie. Ciekawe, co napisałby dzisiaj.

Po cóż nam ta cała Solidarność?

solidarnosc_30    Kolejna okrągła rocznica wydarzeń sierpniowych jest jakaś taka bardziej sieroca niż poprzednie. 1990 to był rok przełomu, w 2000 „Solidarność” (jeszcze) była u władzy, w 2010 niewiele zostało. Związek zawodowy, co prawda istnieje nadal, ale ma coraz mniejsze znaczenie. Właściwie od dawna jest to NSZZ hut, kopalń i stoczni. Huty sprywatyzowano, stocznie zamknięto a górnikom coraz mniej się chce. Etos zastąpiły związkowe posady, proste roszczeniowe postulaty skomplikowana kapitalistyczna rzeczywistość.

     „Solidarność” pozostała jako dość wstydliwy sztandar. To, co nazywany dziedzictwem Sierpnia utonęło w breji politycznego sporu, toczonego miedzy dwiema siłami teoretycznie wywodzącymi swoje korzenie spośród sygnatariuszy sierpniowych porozumień. Zresztą żadne dziedzictwo tak naprawdę chyba nigdy nie istniało, bo lektura postulatów budzić dziś może jedynie bardzo kpiący uśmiech. Były od początku nierealistyczne i nie do przyjęcia przez władzę, ale za to stanowiły punkt zaczepienia dla tych, którym nie podobała się sytuacja w kraju. 1980 był po prostu jednym wielkim krzykiem frustracji w obliczu walącej się w gruzy gospodarki, spadających dochodów, drożejącej żywności… Mam wrażenie ze polityka protestujących obchodziła o tyle o ile za źródło niedoborów mięsa uważano transporty do ZSRR.

     30 lat potem kombatantów sierpnia mamy chyba kilkunastokrotnie więcej niż jego uczestników. A ci, co rzeczywiście uczestniczyli są coraz starsi i starsi. Pamięć przejmuje nowe pokolenie. Przejmuje? Nie. Raczej dziedziczy. Pamięć rodziców z całym ich bagażem uprzedzeń, oskarżeń, bezsensownych sporów. I tak powstanie kolejne pokolenie klonów polsko-polskiego sporu. Ciekawe czy w 50 rocznice wszyscy z wszystkimi nie pogryzą się tak, że zapomni się o organizacji zwyczajowej szopki?