Business as usual a zmiana paradygmatu

Oceny polityki Niemiec wobec Rosji często sprowadzają się do stwierdzeń, że kraj najchętniej przywróciłby stosunki z Rosją do stanu sprzed lutego 2022 roku.  A obserwacja polityki kanclerza rzeczywiście wskazuje, że co najmniej do końca 2022 powrót do legendarnego „business as usual” stanowił podstawowy kierunek niemieckiej polityki zagranicznej. Spróbujmy odpowiedzieć, dlaczego i co z tego długoterminowo dla Niemiec, Polski i Europy wynika.

Niemcy są wyjątkową gospodarką w UE. Nie tylko ze względu na swój rozmiar i potencjał także, dlatego że są gospodarka nastawioną w zdecydowanej mierze na eksport. Aby jednak zarabiać w ten sposób potrzebują surowców i rynków zbytu. Im bliżej tym lepiej. Bliski dostęp do surowców oznacza ich niską cenę a bliskie rynki zbytu oznaczają dokładnie to samo gdyż można własne produkty sprzedawać tam w konkurencyjnych cenach pomijając koszty transportu. Te nie są znaczne, kiedy mówimy o produktach tanich i drobnych, ale już w przypadku np. samochodów potrafią być znaczące. A pamiętajmy ze większość niemieckiej produkcji przemysłowej to dobra technologicznie bardzo zaawansowane.

I tu na scenę wkracza Rosja. Ideał z punktu widzenia Niemiec, bo kraj i zasobny w surowce i stanowiący ogromny rynek zbytu. W dodatku od zawsze zafascynowany marką „Made in Germany”. Ta relacja po 90 roku stała się fundamentem polityki wschodniej Niemiec. Opartej w tej samej części na cynicznym własnym interesie jak na romantycznej wierze, że Rosję da się zreformować poprzez zwiększenie jej dobrobytu. Który Rosjanie zainwestują w szkoły i szpitale a nie w atomowe głowice i czołgi. My cyniczni Słowianie od początku nieszczególnie wierzyliśmy w takie cuda a od pierwszej wojny czeczeńskiej to już w ogóle, ale niemieccy politycy od zawsze byli bardziej wrażliwi na kwestie wielkiej rosyjskiej kultury i romantyczną wizję kacapii, jako egzotycznego, ale jednak normalnego kraju. Cynicy mogliby dodać, że wydatnie w tym pomagały i agenturalna przeszłość wielu NRDowskich z pochodzenia polityków i rozliczne przygody z czasów młodości niegdyś radykalnych działaczy SPD i Zielonych.  Ale na użytek tej notki owej tematyki eksplorować nie będziemy. Zakończmy tę myśl stwierdzeniem, że w 2021 roku wzajemne uczucie szwabsko-kacapskie kwitło.

Jednego Niemcy nie uwzględnili. A raczej jednej rzeczy nie uwzględnili przede wszystkim. Nieobliczalności Putina. Przeciecz z punktu widzenia Niemiec miał on wszystko: pieniądze, pozycję i swobodę robienia we własnym kraju, co mu się podoba. Ale Putin już w okolicach krymskiej awantury zaczął brykać. Wtedy jeszcze Angela niemałym wysiłkiem wymusiła powrót do „business as usual”. Ceną było zintegrowanie gospodarcze okrojonej Ukrainy z UE. Sprawa wydawała się załatwiona. Rosjanie odpuścili, ropa i gaz płynęły nawet zbudowano nowy gazociąg. Kiedy Merkel zastępował „przyjaciel Rosji” Olaf Scholtz sprawy szły ku lepszemu. I wtedy Wołodii odbiło.

Dla Niemców jest to kwestia do końca niepojęta. No, bo jak to? Zrezygnować z takiego! interesu. Niestety niemiecka ostpolitik okazała się przeraźliwie jednowymiarowa. Wymiar gospodarczy okazał się nad wyraz kruchy gdyż nie był uzupełniany jakimkolwiek wymiarem militarnym. A żadne inwestycje niemieckie nie potrafiły Polsce i krajom bałtyckim zastąpić wcale realnej perspektywy rosyjskiej inwazji. Na co ci pieniądze jak będziesz martwy. Tymczasem realny militarny potencjał Niemiec okazał się nie tyle niewielki, co wręcz nieistniejący. 30 lat wysiłków uczyniło z Bundeswehry papierowego tygrysa a niemiecki przemysł okazał się niezdolny do jakiejkolwiek wielkoskalowej militarnej produkcji. Supernowoczesny sprzęt występuje w ilościach homeopatycznych, często nawala a oszczędności budżetowe sprawiają, że nawet to, co jest z rzadka jest w stanie używalności. Więc kiedy okazało się ze do Polski czy Rumunii trzeba było wysłać wojsko, aby wzmocnić flankę w obliczu wojny u granic nie było ani kogo ani w czym wysłać. Co gorsza mimo ewidentnej konieczności odbudowy potencjału Niemcy po prostu nie chcą. Lata życia pod bezpłatnym parasolem USA sprawiły, że pieniądze Niemcy wola przeznaczać na inne sprawy. Ale to bezpieczeństwo na kredyt dotarło do kresu możliwości.

Świadome sabotowanie amerykańskiej polityki bezpieczeństwa sprawiło, że gwarant bezpieczeństwa i odbiorca sporej części towarów, czyli USA po prostu stracił cierpliwość. A alternatyw nie ma. Bo w kolejce czekają Chiny, które już są aktywnie blokowane w zakresie chipów a kto wie, co będzie dalej. Niemieckie firmy są przerażone perspektywą nowego „green dealu” w USA oznaczającego gigantyczne subsydia do samochodów i OZE, ale tylko dla firm z USA. To już jest zagrożenie egzystencjalne. Chore Niemcy to chora Europa.

Niemcy stają teraz przed koniecznością akceptacji zmiany paradygmatu. Nie ma powrotu do relacji z Rosją, jakie były. Także ekonomicznych. Polska i cała Europa wschodnia będzie blokować każdy deal naftowo gazowy a reżim Putinowski/postputinowski dozbrajania Ukrainy nie daruje. Trzeba znaleźć alternatywną ścieżkę rozwoju, co w obecnym modelu niemieckiej gospodarki łatwe nie będzie. Niemcy są, więc zagubione i pozbawione kierunku. Ale to stan tymczasowy. To jednak czołowa gospodarka świata, o czym wszyscy obserwując kanclerza zdaja się zapominać. W naszym polskim interesie jest to, aby Niemcy potrafiły Europie współprzewodzić, ale w takim kierunku, który pozwoliłby się rozwijać i gwarantował cos więcej niż tylko deklaratywne bezpieczeństwo.

Jak to zrobić? Niestety dla Niemiec tylko na gruzach Rosji. O tym romansie na długie lata musza zapomnieć. Pozostaje Ukraina. Bynajmniej nie nagroda pocieszenia, może nawet najważniejszy członek UE w nadchodzących latach. Dlaczego? O tym będzie później.

22 myśli na temat “Business as usual a zmiana paradygmatu

  1. Akurat Rosja to żaden wielki rynek zbytu dla Niemiec. Eksport chyba nawet mniejszy niż na Węgry. Jedyne co jest istotne, to węglowodory. Co prawda tych też Niemcy z Rosji za wiele nie sprowadzają, ale sprowadzają je inni, którzy teraz muszą znaleźć nowe źródła, co powoduje, że Niemcom drożeje. A nawet sami muszą coś posłać, bo kupa tych krajów to niemieccy poddostawcy i bez węglowodorów przestaną poddostarczać.

    Polubienie

    1. @kmat
      Na szczęście ciepła zima zmniejszyła kryzys gazowy. Wyszedł kryzysik gospodarczy sporo mniejszy niż ten covidowy.

      PS
      Na forum historycy org wysłałem Ci linki, o których pisałem na innym blogu. Przejrzyj, jak chcesz. 😀

      Polubienie

  2. „Na co ci pieniądze jak będziesz martwy.”
    Fajny tekst. 🙂 Coś jak jezusowe „nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”.

    Co do Niemiec, ostatnio się skapowałem, że kanclerz Scholz (a przecież Niemcy mają system kanclerski, więc kanclerz jest tam bardzo ważny) w latach 80-tych był dosłownym lewakiem-marksistą i pisał w gazetkach o „imperialno-agresywnym NATO”. To według mnie tłumaczy tę zwłokę ze zbrojeniem a potem z Leopardami, a także wystawienie na ministra obrony Pistoriusa, czyli gościa znanego z kręgu „rozumiejących przyjaciół rosji”.

    „reżim Putinowski/postputinowski dozbrajania Ukrainy nie daruje”
    A tu niekoniecznie. Mam teorię (jakby co to nie „bijcie mnie” za nią), że Szojgu współpracuje z wrogami rosji (a ich niemało wokół) i już robi bardzo sprytne PSYOPs i inne roszady wojskowe, które mają na celu zamach stanu i zaciukanie Putina chyba już nawet w lutym tego roku. Z analizy wynika mi też, że Szojgu nie chce wojny i będzie się zajmował podnoszeniem poziomu życia w swym państwie (cała Rosja lub tylko Syberia). Poprzez PSYOPs można sprawić, by społeczeństwo w swej masie nie chciało już wojny. Jeszcze Nawalnego mogą Stany zamontować jako pacynkę na Kremlu. Nawalny siedzi w kiciu akurat pod Moskwą. Można go stamtąd uwolnić wściekłym tłumem.

    PS
    16 stycznia w gazecie pl był fajny wywiad Sroczyńskiego o polityce ekonomicznej UE i zwłaszcza Niemiec. Polecam Wam mocno.
    Ogółem Unia Europejska, IMO, musi zrobić podobne zielone subsydia co USA, by nie zostać w tyle. Powiedzmy, że „wet za wet” takie. A jak jakieś kraje Unii by to wetowały, to najwyżej zrobić subsydia bez nich w ramach „wzmocnionej współpracy”.

    Polubienie

  3. Ze wszystkich dotychczasowych artykułów na tym blogu, ten jest chyba najbardziej nietrafiony.

    1. Rosja dla Niemiec, to nie był żaden biznes. Ani jako dostawca, ani jako „rynek zbytu.” Obroty handlowe Niemiec z Rosją wynosiły przed wojną w 2021 całe 2,1% całego niemieckiego handlu zagranicznego. Słownie dwa i jedna dziesiąta procenta. Dla porównania obroty z Polską to 5,7% całego niemieckiego handlu. Rosja zresztą to w ogóle nie jest żaden duży rynek zbytu, tylko coś wielkości Belgii

    2. Gospodarka niemiecka zalicza się do pierwszej dziesiątki najbardziej innowacyjnych gospodarek świata. Produkty niemieckie są produktami wysokoprzetworzonymi i mają bardzo wysoką marżę. Jako takie są praktycznie niewrażliwe na zmiany cen surowców i energii. Jeżeli koszt energii/surowców wynosi 2% ceny produktu, to nawet dwukrotny wzrost cen surowców podniesie cenę produktu właśnie o 2%. Podczas gdy marża wynosi np 20% i jest z czego schodzić, jakby nawet była taka potrzeba. Rosja Niemcom właściwie do niczego gospodarczo nie jest potrzebna. „Business as usual” to żaden dla Niemiec wielki biznes, tylko raczej skala wacików. Lepiej mieć niż nie mieć, ale można przeboleć bez wielkiego żalu jego utratę.

    3 Niemiecka „ostpolitik” cywilizowania przez handel co do zasady była absolutnie słuszna. Zadziałała znakomicie w przypadku prawie wszystkich krajów wschodnioeuropejskich, w tym Polski. To że nie zadziałała w przypadku Rosji jest pewną aberracją, fluktuacją statystyczną. Rosja, a nawet rosyjskie elity władzy postąpiły bowiem wbrew swoim własnym najbardziej elementarnym interesom. Po prostu zachowały się kompletnie nieracjonalnie i same ponoszą tego konsekwencje. Długofalowe straty Rosji spowodowane szaleństwem jej elit, są znacznie większe niż straty jakiegokolwiek innego kraju, nawet Ukrainy, tym bardziej są większe niż straty Niemiec.

    4. Budowa dużego potencjału militarnego jest niesłychanie kosztowna. Ani to inwestycja, ani konsumpcja. Wyłącznie koszt. I to koszt w dzisiejszej cywilizacji postindustrialnej prawie kompletnie zbędny. To że w tej chwili wydaje się inaczej, jest znów tylko chwilową aberracją. Klęska i rozpad Rosji natychmiast obnażą całą zbędność takich wydatków i te wszystkie w tej chwili w pośpiechu powiększane budżety wojskowe ulegną znów znaczącej redukcji. Żadnemu krajowi w Europie nie będzie potrzebna potężna armia, jedynie niewielkie profesjonalne siły do operacji zagranicznych w dzikich krajach. Wojna w cywilizacji postindustrialnej to nonsens.

    Niemcy próbowały ucywilizować Rosję, ale Rosja się ucywilizować nie chciała. Zatem musi zniknąć i się rozpaść. Nie ma ŻADNEJ TRZECIEJ ALTERNATYWY. W dotychczasowym kształcie ustrojowym i społecznym Rosja nie może zwyczajnie dalej funkcjonować. Szok wywołany głupotą Putina był jednak tak wielki, że Niemcom musiało chwilę czasu zająć zanim to zrozumieli. No pilaster przecież też był tym zszokowany.

    Polubienie

    1. Dzięki za uwagi.
      1. Na fakt wspólnoty biznesowej na linii Rosja-Niemcy zwracają uwagę tak Friedman jak i Zeihan tyle że w różnych aspektach. Moja interpretacja bliższa jest tej Friedmanowskiej (surowce za towary a to obniża koszty niemieckie w gospodarce i całym łańcuchu dostaw). Czy ta polityka była racjonalna w długim okresie? Tak ale znacznie mniej niż się Niemcom wydawało. Co nie zmienia faktu że są do niej niezmiennie przywiązani.
      2. Zauważ że w kalkulacjach uwzględniasz tylko utracone korzyści a nie cenę alternatywnych dostaw i ich konsekwencje polityczne w postaci zależności od krajów arabskich i USA.
      3. Tak ale znowu pułapka racjonalności. Indeterminizm Putina spotkał się przecież z absurdalnym ekonomicznie nurtem antynuklearnym w Europie.Nie twierdzę że determinizm w dłuższym okresie nie skoryguje procesu ale póki co tak się nie stało.
      4. Zgoda ale w sytuacji kiedy masz niestabilnego sąsiada a możesz „świadczyć usługę” gwaranta bezpieczeństwa ma to wymierne korzyści tak polityczne jak finansowe. Pytanie czy wyrównują one relatywne „straty” na militaryzacji? Zapewne nie. Ale wskazywałem że alternatywa nie jest bycie biedniejszym a przetrwanie.

      Polubienie

    2. Kiedy ma niestabilnego sąsiada, oczywiście dobre jest się zabezpieczyć budując odpowiedni potencjał militarny. Ale znacznie lepiej i taniej jest uczynić niestabilnego sąsiada – stabilnym, poprzez wzajemny handel, inwestycje, etc… To się udało Niemcom prawie wszystkimi krajami postkomunistycznymi – poza Rosją

      Polubienie

    3. ad.4.

      h**ps://blogpilastra.wordpress.com/2021/02/02/wojna-to-barbarzynskie-rzemioslo/

      Większość najbardziej rozwiniętych państw świata, nawet nie tocząc już dzisiaj żadnych wojen, nadal też utrzymuje siły zbrojne w tym właśnie celu, aby podnieść koszty wojny ewentualnemu przeciwnikowi powyżej akceptowalnego dla niego poziomu.

      Niestety ale
      „Wojna w cywilizacji postindustrialnej to nonsens.”
      to wyidealizowany obraz świata
      My wiemy że to nonsens i każdy rozsądnie myślący człowiek się z tym zgodzi, szkoda że Putin o tym nie wiedział. Na szczęście Żeleński (i inni co Ukrainą rządzili) chyba też o tym nie wiedzieli 🙂

      Siedzisz obok wrony, musisz krakać, nie ma innej opcji.

      Polubienie

    4. Putin o tym nie wiedział i właśnie teraz ponosi konsekwencje tej niewiedzy.

      Natomiast Żełeński, przeciwnie, wiedział, dlatego Ukraina na nikogo zbrojnie nie napadła i nie najechała. A wszystkie spory z sąsiadami, np z Rumunią o Wyspę Węży, rozstrzygała zawsze na drodze legalistycznej.

      Polubienie

    5. @mati
      Mati ma pamięć absolutną. Gratuluję. 😀
      Tak właśnie jest. Jeżeli walczysz z małpą, musisz wejść w umysł małpy, by małpę pokonać (zabrzmiałem jak jakiś Konfuzjusz). Coś jak Maleńczuk mówiący, że „lewaki” też powinny ćwiczyć/pakować, by nie dać się stłamsić „prawakom”. 🙂 A our Boy-Zeleński nawet dosłownie zaczął ćwiczyć/pakować przed wojną, by się jawić jako silniejszy i przyszykować się fizycznie na trudne czasy.

      Polubienie

    6. To tak nie działa. Gdyby zbrojenia i podboje były bardziej efektywne niż pokojowy handel, to dominowałyby w polityce, kosztem handlu zbrojenia i podboje, tak jak przed rewolucją przemysłową. am fakt, ze kraje europejskie wszystkie, poza tymi bezpośrednio zagrożonymi przez Rosję, się rozbroiły, świadczy o czymś wręcz przeciwnym. Rozbrojenie (oczywiście NIE CAŁKOWITE) jest bardziej stabilne i opłacalne niż uzbrojenie, a Rosja jest tylko pewną fluktuacją, mało prawdopodobną odchyłka od średniej, która wkrótce zniknie.

      Polubienie

    7. Mylisz dwa pojęcia
      Czym innym jest posiadanie wojska w celach obronnych (co na obecną chwilę jest konieczne choć ekonomicznie nieopłacalne) a czym innym w celach agresywnych (nieopłacalne, niekoniecznie i niewskazane).

      Gdyby Ukraińcy uznali że wojsko nie jest im potrzebne bo przecież wojny się nie opłacają to Rosja by przez nich przejechała jak walec

      Więc póki mieszkamy blisko Rosji (a przez blisko rozumiem Europę chyba nawet do Francji włącznie) musimy mieć wojsko. Jak liczne i z jakimi zadaniami to już inna kwestia. Ale niestety trzeba to uznać że wydatek konieczny.
      Natomiast odpuszczenie sobie wojska bo Rosja jest fluktuacją i aberracją statystyczną która lada moment zniknie… cóż, zakrawa mi to niestety na naiwność bo ta fluktuacja trzyma się już kilkaset lat i znikać nie chce niestety

      Polubienie

    8. Nic z tych rzeczy. Kraje które znajdują się blisko „strefy niestabilności” oczywiście muszą posiadać siły obronne proporcjonalne do stopnia owej niestabilności. Ale nic więcej ponad to minimum. Dlatego armia ukraińska jest, w proporcji do zamożności kraju, silniejsza od polskiej, polska silniejsza od niemieckiej, etc.. W podobnej sytuacji znajduje się również np Izrael, również posiadający duży potencjał militarny.

      Strefy niestabilności są jednak właśnie niestabilne. Każda fluktuacja musi zakończyć się regresem do średniej. A Rosja taką fluktuacją jest nie od „setek lat”, a jedynie od stu, mniej więcej od końca I wojny św, przy czym początkowo ta aberracja nie była wcale zbyt duża, ale narosła w czasie, szczególnie od połowy XX wieku. Obecnie jest ju bardzo silna i regresja do średniej jest praktycznie pewna.

      Polubienie

    9. @mustafa
      Absolutnej nie ale całkiem niezłą

      @pilaster
      h**ps://blogpilastra.wordpress.com/2021/09/14/granice-nienaturalne/

      „Odczytując powyższy wykres można odnieść wrażenie, że istnieje pewna górna granica powierzchni terytorium, wynosząca ok. 10 mln kilometrów kwadratowych, której prawie żadne państwo, z wyjątkiem Rosji, przekroczyć nie zdołało. (…) jej rozmiary są pewnego rodzaju aberracją, mało prawdopodobnym odchyleniem od normy, które wkrótce zostanie skorygowane, poprzez rozpad tego kraju na mniejsze części.”

      Zgodnie z
      h**ps://www.youtube.com/watch?v=0lHLwP6RUug
      Rosja swoje obecne rozmiary osiągnęła już około 1650 (wtedy jeszcze Państwo Moskiewskie) czyli prawie 400 lat temu (choć prawda że szczyt to chyba ZSRR jeśli liczymy zwasalizowane demoludy) i nie rozpada się specjalnie

      No ale ok, rozmiar to nie polityka, niech będzie sto lat. Mimo wszystko „fluktuacja” która trwa 100 lat i to mimo wybitnie niesprzyjających warunków (cywilizacja industrialna, „Gospodarka głupku”) to już chyba nie jest fluktuacja.

      Pomijam już fakt że wygodnie się mówi o fluktuacji w naszych, stosunkowo bezpiecznych, warunkach. Przez tą fluktuację giną ludzie a w przeszłości zginęło ich o wiele więcej. A jeśli ta fluktuacja sięgnie po arsenał atomowy (a nadal może) to rozpadnie się nie tylko ona. Będzie ciekawie, nie przeczę, ale zgodzimy się chyba że najlepszym miejscem z którego można obserwować efekty byłby Mars Muska

      Polubienie

    10. @mati
      „Rosja swoje obecne rozmiary osiągnęła już około 1650 (wtedy jeszcze Państwo Moskiewskie) czyli prawie 400 lat temu (choć prawda że szczyt to chyba ZSRR jeśli liczymy zwasalizowane demoludy) i nie rozpada się specjalnie”

      Bardzo dobra uwaga. 🙂 Zastanawiam się jednak, czy rosja ma efektywną władzę nad całym swoim terytorium. Bo możliwe, że hen daleko od Kolei Transsyberyjskiej, gdzieś na wielkich połaciach tajgi i tundry, władzę, jeżeli się takowa napatoczy raz do roku, lokalsi kijami wyganiają, mówiąc: „nami rządzi papie… znaczy szaman Ürung XXXVIII” (nawiązanie do Kapitana Bomby).

      Do tego spostrzeżenia pilastrowego dodałbym właśnie kwestie:
      – efektywnej, a nie tylko czysto mapowo-deklaratoryjnej, władzy nad terytorium,
      – intensywności władzy centrali (stopień federalizacji, bo federalizacja może „mnożyć powierzchnię”, jaką rządzi centrala, przez „0 przecinek coś”, bo stany/prowincje/łotewer są de facto po części państwami, więc dany kawałek lądu ma wtedy nad sobą dwa państwa – nie bez powodu największe kraje świata to często federacje).

      PS
      Nie trzeba się bać użycia atomu przez rosję, bo atomówki trzyma tam rosnący w siłę sojusz Kużugieta „Szojgu” (nie bez powodu kraje Zachodu dają ostatnio tak dużo mocnej broni – coraz mniej się boją atomowej eskalacji, skoro rośnie w siłę Tuwiniec). Możemy na spokojnie planować na długie lata do przodu bez obaw, że skończymy w grze Fallout.
      Jestem praktycznie pewny, że za X lat w mej książce poświęcę Kużugietowi większy rozdział jako jednemu z bohaterów metafizycznej historii (patrz: moja „teoria Zamku” z forum ateista pl). 😀

      Polubienie

    11. Oczywiście że nie ma
      I nawet nie chodzi o to że lokalsi władze kijami traktują, władza się tam nie zapuszcza bo nie ma po co.
      I tak jest w każdy większym kraju. Najlepiej pod tym względem stoi chyba USA aczkolwiek jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie że gdybym chciał się przed władzą ukryć na północnomaerykańskich preriach to 20 lat by minęło zanim by w ogóle dowiedzieli się że tam jestem.

      Ta, ta, czytałem twoje teorie. Nie bierzesz pod uwagę tylko tego że fluktuacje 🙂 są, za Pilastrem, niestabilne ergo nieprzewidywalne.
      I tak jak twojej wizji bym kibicował (z grubsza) tak złamanego grosza bym na nią nie postawił (ani, żeby nie było, na żadną inną)

      Polubienie

    12. @mati
      Nom. Moglibyśmy się ukryć na jakiejś prerii. Cejrowski opowiadał, że w Arizonie jego najbliższy sąsiad mieszka wiele kilometrów od niego. Nie bez powodu w USA są ci cali amisze i mormoni, którzy rządzą się tak jakby obok państwa. A i jest Alaska – strefa polowań – gdzie słońce władzy słabiej dochodzi. W ogromnych krajach najłatwiej robić sekty i inne szamanaty w stylu Far Cry 5. Ciekawe, jak to wygląda w Chińskiej Republice Ludzkiej. Tam lokalne kacyki mogą gwizdać nieraz na Xi Jinpinga gdzieś tam daleko. Był ostatnio wywiad u Sroczyńskiego, gdzie chyba jakiś spec od Chin opowiadał, że lokalsi mają tam dużo władzy.

      Oczywiście, że nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności co do ludzkiej duszy (w przypadku mej teorii najważniejszy bój świata jest teraz o duszę Kużugieta), ale psychologia to nauka na prawdopodobieństwach. A ja, zważywszy na wiele interesujących poszlak, stwierdzam, że na 97-99% można Kużugietowi ufać i należy na niego stawiać (stąd stawiam na niego wszystkie moje grosze i mówię historii „sprawdzam”). Jestem pewny mego osądu, bo mam sporą skuteczność i obstawiam coraz lepiej, a i ja tak sobie naturalnie wierzę. Na coś trzeba stawiać. Po pierwsze, jeżeli ja nie postawię, to postawią za mnie inni (jakieś Trumputiny zdominują Bidenów, jeżeli Bideny będą się wahać (patrz: 2016 rok)), a lepiej, żebym ja stawiał. Po drugie, brak obstawienia też jest jakimś obstawieniem, tyle że na wszystko naraz. Po trzecie, czas na Ziemi mam skończony (mój osobisty „zegar zagłady” tyka), więc nie chcę skończyć jak bohater snu Józefa K. z „Procesu” (no bo Józef K. jest też w „Zamku”), który nie przeszedł przez drzwi, które były dla niego, a potem stracił bezpowrotnie na to szansę. Po czwarte, okej, to kwestia mojej osobowości. Mam buńczuczny, wyostrzony osąd („All I see is you I know the truth, I got tunnel vision”). Ma to swoje plusy i minusy, ale taki jestem i nie potrafię się zmienić (myślę, że nawet nie powinienem, nawet jakbym mógł, bo nie chcę tracić plusów). 🙂
      PS
      Dziękuję za zapoznanie się z moją teorią. Spróbuję do niej lepiej przekonywać i ją rozwijać. Ogółem też polecam wspomniane forum. 😀

      Polubienie

    13. PS
      @mati
      Co do obstawień swoich groszów – jak to mawia Pan Bloga:
      „Na co ci pieniądze jak będziesz martwy.”
      Na coś trzeba postawić swoje grosze na padole wokół. No chyba że ktoś chce się zdać na spadkobranie ustawowe. Ale ja akurat nie jestem grzecznym trybikiem domyślnego systemu. 😛 System może być lepszy.
      A kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

      Polubienie

    14. Ano, w największych krajach (jak by mocno zaludnione nie były) znajdą się duże, praktycznie puste obszary. A że puste to i władza się tam nie zapuszcza.

      Stawiaj sobie co i jak chcesz, to w końcu Twoja wola, ja uważam że z groszami w kieszeni łatwiej się ucieka. No i po mnie (inaczej niż w Twoim przypadku jak sądzę) ma kto dziedziczyć.

      Pisząc o teorii miałem na myśli Twoje wpisy o Grupie Trzymającej Putina u Pilastra
      Jak podrzucisz linka to na teorię też spojrzę w ramach wolnego czasu (szybkie wyszukiwanie nie znalazło a przekopywać się przez to forum nie mam ani czasu ani ochoty)

      Polubienie

    15. @mati
      Ucieczki… Myślałem o tym teraz trochę, bo frapuje mnie ta kwestia. Widzę sporo ucieczek wokół.
      Złudzeniem jednak jest, że można uciekać, chronić się i chować się całe życie. Tak mogłyby robić nieśmiertelne elfy w wiecznym Edenie (a więc ta umiejętność jawi się kluczowa w potencjalnych Zaświatach), ale nie my tutaj w doczesnym świecie (jak mniemam, akurat elfem nie jesteś).
      To jak w „Małej Bajce” Kafki (tak, to cały utwór):
      https://lubimyczytac.pl/cytat/122309
      Życie z początku daje masę szans i rozgałęzień dla ucieczki. Z biegiem czasu jednak możliwości się kurczą. Gałęzie karczuje przeszłość. Każdy wybór jest odrzuceniem wielości alternatyw. Wybór jest głównie odrzucaniem. Gałęzie zamieniają się w gałązki, a gałązki w liście. Aż w końcu wpada się pod kosę Mrocznego Żniwiarza, tracąc wszystko, co się tak pieczołowicie chroniło przed nieesachatologicznymi bzdetami (sakwę też). I tyle. Śmierć.
      „Wie ein Hund”
      W naszym świecie entropii musimy uznać ten egzystencjalny, a jakże prosty, horror. Umrzemy, a więc z definicji życia doczesnego nie możemy ciągle uciekać i się chronić. Z szerokiej perspektywy ucieczka przed życiem oznacza po prostu bezpowrotne stracenie wszystkiego, co się miało, by bezbronnie stawić czoła Czemuś. Zatem jeżeli byłbym Uciekinierem, przede wszystkim chciałbym mieć właściwą hierarchię zagrożeń, by uciekając od maleństw, nie wpaść pod koła horrendalności. Na szczycie tej hierarchii zagrożeń umieściłbym właśnie Memento Mori i niczym jakiś „szalony naukowiec” dążyłbym do maksymalizacji szans na dobre pokonanie Śmierci.
      Zatem paradoksalnie najbardziej racjonalna ucieczka od największego zagrożenia, z jakim człowiek się mierzy na tym świecie, w ogóle nie przypomina w swej formie ucieczek od zagrożeń doczesnych. Można np. eschatologicznie uciekać na ekshibicjonostycznym afiszu, podbijając świat. Wzięcie pod uwagi najszerszej perspektywy wywraca taktyki na nice. Nie bałbym się myślenia z tym dalekosiężnym rozmachem, skoro te myślenie właśnie jest ostateczną nadzieją na ucieczkę od prawdziwych zagrożeń.
      Zatem jedynym co można zrobić, gdy się jest i musi się być Uciekinierem, jest wybranie sobie jak najlepszego Łowcy. Oczywiście nie każdy wybór jest lepszy niż lemingowe, nieprzemyślane, otępiałe i bezbronne wpadnięcie po linii najmniejszego oporu/wysiłku intelektualnego w szpony Śmierci. Lepiej by było bowiem, żeby Goebbels i Girkin żyli na najlichszych, depresyjnych, rzężąco-szemrzących obrotach i padli, zamiast decydować się na Hitlera/Putina/Prigożyna (dziś Girkin nie ma żadnego Łowcy i się w zasadzie zgorzkniale i cynicznie poddał, bo Kużugieta nie akceptuje przez jego pochodzenie i wygląd). Jednakże tryb domyślny/bezmyślny też jest jakimś wyborem, a myślę, że jeżeli Uciekinier jest mądry, to w razie wyboru niedomyślnego, wybierze lepiej z punktu widzenia wszechobronności niż, gdyby poszedł uzbrojony w nic ku legowisku Mrocznego Żniwiarza – w paszczę smoka. Każdy ziemski Uciekinier musi się stać ofiarą czyjegoś polowania. Można tylko wybrać w czyje ręce się ucieknie i skryje.
      Ja bym się bał na miejscu Uciekiniera i bym skręcił z tej drogi do kafkowej pułapki na myszy, póki rozstaje są.
      „счастливого года” 🙂

      No okej. Jak się ma rodzinę i się tylko na nią łoży, to jest się taką typówką tego świata. Testamenty i nietypowe dyspozycje majątkiem za życia są ciekawsze. Dobrze chociaż dla Pani Matiowej i Matiątek.
      Ja tam wolę moje projekty. Ale ma po mnie kto dziedziczyć. Ludzi jest już ponad 8 miliardów, a będzie ich więcej.
      Wie eine króliki

      Nie będę słał linków, bo spamołap wyłapie, ale chętnie zaspokoję ciekawość. 😀 Wystarczy wejść w profil Mustafa Mond na forum ateista pl i zobaczyć tematy przez niego założone. Dwa najciekawsze to:
      – Bajka o Jezusie,
      – Kalkulacje moralne.
      Dzięki za zainteresowanie. Zawsze doceniam, gdy ktoś się moimi myślami interesuje, mając do wyboru przepastną skarbnicę wszelakości wokół (bo czyż nie można czytać w danym czasie Kafki zamiast Monda?). 🙂

      Polubienie

  4. No i proszę. Niemcy to, Niemcy śmo, Niemcy nie chcą pomagać Ukrainie, jak wyje pisowska propaganda, Niemcy aż przebierają nogami, aby wrócić do BAU z Moskwą, etc…

    A tymczasem już od maja Niemcy pomocy Ukrainie wysunęły się (rozdzielając też proporcjonalnie na poszczególnych członków pomoc ze strony instytucji UE) na …drugie miejsce. Za USA, ale przed Wlk Brytanią i …Francją. Polska PISu oczywiście w tym rankingu bardzo daleko. Nawet za …Włochami. 😦

    Polubienie

    1. Widocznie faktycznie Scholz sabotował pomoc tak długo, jak liczył na „biznes jak zwykle” i posadkę/emeryturę w ruskiej spółce. 😦 A to mejza z niego. W końcu Berlin ma system kanclerski, więc kanclerz może tak odwalać.

      Polska gorzej niż Włochy? Dramat. Przynajmniej Polacy prywatnie nierzadko Ukraińcom pomagali. Samopomoc na pohybel Pislandii. :/

      Polubienie

Dodaj komentarz