Morawiecki 2.0

Kabaretowy w realizacji koncept mianowania Mateusza Morawieckiego na Premiera miał dość oczywiste cele krótkoterminowe w postaci zabezpieczenia zdobyczy politycznych odchodzącej władzy. Wynikał z dość oczywistego nieprzygotowania obozu rządzącego do utraty władzy. Rezultatem jest ok miesięczna prolongata w rządzeniu krajem przez PiS jest to jednak rządzenie w duchu, jaki Anglosasi określają terminem „lame duck”. Rząd pozbawiony jest legitymizacji i skazany na przegrane głosowanie o wotum zaufania.

Zyski dla obozu PiS są oczywiste, chociażby kolejna pensja czy mniej lub oczywiste betonowanie TVP (w skuteczność, którego, sądząc po masowej ewakuacji „gwiazd”, nikt realnie nie wierzy). Straty dla Polski są jednak równie oczywiste. Trwający kryzys na granicy z Ukrainą, którego nikt nawet nie próbuje rozwiązać, opóźnienia w odblokowaniu europejskich funduszy czy festiwal wątpliwych decyzji zakupowych, które trzeba będzie najprawdopodobniej odkręcać to tylko kilka przykładów.

Twarzą wszystkiego stał się Morawiecki. Postać tragikomiczna. Bo chętnie napisałbym, że to facet, który sprzedał duszę za drobne. Tylko, że publikacje dobitnie wskazują, że nie wyjdzie on z rządu uboższy niż do niego wszedł, (choć trzeba majętność premiera postrzegać bardziej w kontekście tworzonej z żoną podstawowej komórki społecznej). Osobiście trzymam się cynicznej wersji jego biografii. Start w biznes w 100% zawdzięczał pozycji i znajomościom papy w stanie wojennym lidera małej kabaretowej grupy wannabe AKowców nazywającej się „Solidarnością Walczącą”. Głęboko zakonspirowanej, tak głęboko, że nawet SB posiadało o niej ograniczoną wiedzę na szczęście nie na tyle głęboko, aby papa Mateuszka nie mógł swoją różdżką rozsiewać pyłku po zafascynowanych opozycjonistkach. Co pozwoliło też w początku lat 90-tych naszemu bohaterowi odbyć kilka niedostępnych rówieśnikom staży i stypendiów za granicą. W tym w odsądzanych potem od czci i wiary Niemczech.  

Wrócił i rozpoczął karierę bankiera. Jeśli wierzyć relacjom byłych pracowników jego banku okazał się bardzo elastycznym moralnie i wydajnym korporacyjnym menagerem. Gdy trzeba bez mrugnięcia okiem zwalniał i likwidował. Takiego Mateusza mamy w krótkich mignięciach na słynnych taśmach z „Sowy i przyjaciół”. Wtedy już był dyrektorem jednego z ważniejszych banków. Wydawałoby się dobra fucha. Dlaczego więc polityka, a tym bardziej polityka po stronie PiS? Był przecież Morawiecki doradcą gospodarczym Tuska i jego poglądy jak się wydaje przystawały do ekipy PO bardziej niż do narodowych socjalistów z PiS.

Wybrał współpracę ze zjednoczona prawicą. Początkowo w rządzie Beaty Szydło gdzie robił na „człowieka od gospodarki”. Wydaje się, że miał przede wszystkim rolę pomocniczą w gabinecie, który zachomikowane przez PO środki wydawał na 500+. Równolegle tworzył dokument prawdziwie kabaretowy „Strategię na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”. Ale tym pełnym bombastycznych projektów (Luxtorpeda, Batory) dokumentem uwiódł Jarosława Kaczyńskiego. Więc kiedy Szydło skończyły się łatwe pieniądze zastąpił ją tworząc skuteczny mechanizm zadłużeniowy i wyprowadzania pieniędzy poza budżet. Orgia rozdawnicza sprawiła, że reelekcja Dudy i wygrana w wyborach przyszły relatywnie bezproblemowo. Jednak pandemia i inflacja pokazały dno w kuferku. Ewidentnie brakowało środków na kolejne bonusy dla elektoratu zwłaszcza, że równoległa wojna zmuszała nas do intensywnych zbrojeń. Mateusz utracił użyteczność a wybory, no cóż wybory mimo wygranej matematycznej sukcesem nie były.

Pozostała ostatnia straceńcza misja. Kupić kamratom ostatni miesiąc jumy. Złudzeń dotyczących dalszej kariery raczej dotychczasowy premier mieć nie może. W PiS nie ma znaczącego wsparcia, za to wielu wpływowych przeciwników. Jego promotor coraz bardziej podupada i na zdrowiu i na umysłowym potencjale. Słowem raczej łabędzi śpiew. No i zostaje jeszcze kwestia, co potem. Bo wiele podejmowanych decyzji wyczerpuje znamiona rzeczy, za które można postawić przed Trybunałem Stanu. Póki, co broni go sejmowa arytmetyka, ale jest ona na tyle nikła, że lepiej, aby Mateusz dbał o swoje PiSowskie przyjaźnie i modlił się o brak rozłamów.

Ciekawe czy jego użyteczność naprawdę dobiegnie końca?