Antyepitafium dla Szymczyka

W chwili, gdy niezwykle zasłużony dla polskiej Policji komendant Jarosław Szymczyk odchodzi na zasłużoną emeryturę warto podsumować, co on i jemu podobni przez osiem lat rządów PiS zrobili z podległą służbą. Ale, przecież nie trzeba, bo Policja zrobiła to sama. Najpierw tak skutecznie szukając zaginionego dziecka, że to zamarzło na śmierć. A potem dwaj „doświadczeni funkcjonariusze” zapakowali aresztanta do radiowozu nie przeszukawszy go przedtem a ten ich zastrzelił. Bo miał broń. Podobno czarnoprochową. Żeby było jasne dla wszystkich czarnoprochowe repliki rewolwerów to nie jest rzecz, którą można łatwo przy sobie ukryć. No, ale to Wrocław, czyli obszar gdzie od dawna dzieją się policyjne cuda a funkcjonariusze słyną z tego, że podejrzanego raczej potrafią pobić niż przeszukać.

Oczywiście jest i sam komendant wraz z sytuacją z granatnikiem. Miejmy nadzieję, że nowa władza uczyni priorytet z nie tyle wyjaśnienia sprawy (ona już naprawdę nie stanowi tajemnicy), co raczej ustalenia jak bardzo huczna była granatnikowa libacja i kto jeszcze w niej uczestniczył. A następnie wszystkich tych troglodytów podegraduje i zabierze im tłuste emerytury.

Bo przecież Szymczyków w Policji jest multum. PiS uczynił z niej zbrojne ramię władzy obdzierając formację z resztek etosu, co ciekawe w odróżnieniu od PRL nie zadbał jednak o zarobki, co sprawia, że sytuacja w Policji kadrowo waha się między dramatem a tragedią. Istniejące patologie urosły i nabrały cech chronicznych a skala odejść jest podobno taka, że na poważnie zastanawiają się czy nowym chętnym w ogóle robić jakieś testy.

Jak zwykle zepsuć łatwo, naprawić trudno i zajmuje to lata. A potem znowu przychodzą PiSowscy rakarze. Ta służba rzadko przyciągała intelektualistów jednak jak się obserwuje to, co było kiedyś a to, co jest dziś to różnica, w jakości kadr jest okrutnie zauważalna. Na dobrze funkcjonującej Policji powinno zależeć nam wszystkim. Bo i nasze dziecko może kiedyś zasłabnąć zimą w parku i jego życie zależeć będzie od tego czy dyżurującemu policjantowi będzie chciało się wezwać kolegów na ekstra zmianę, czy nie będzie się bał furii lokalnego komendanta i czy reszta komendy nie będzie akurat zajęta cieciem konfetti.

Refleksje na piąteczek

1. Mój przyjaciel zwykł mawiać, że Policja to jedynie instrument władzy, tępy instrument. Chyba jednak on się nie spodziewał jak bardzo tępy może być. Człowiek myślał, że komendant, który na komendzie odpala granatnik p-panc to jest szczyt. Rzeczywistość jednak szybko kazało potrzymać piwo, bo ona dopiero ci pokaże. I pokazała. Młoda policjantka niejaka Kinga pochwaliła się na znanej sieci społecznościowej, że z wyróżnieniem skończyła szkołę policyjną. I że wynik egzaminu zamierza uwieńczyć odpowiednim suwenirem dla wykładowcy. Przy tym wszystkim młoda policjantka wykazała intelektualny potencjał sprawiający, że zaczyna się tęsknie spoglądać w kierunku komendanta od granatnika. Przedstawicielka młodego pokolenia chyba jednak osiągnięcia komendanta nie powtórzy, bo sadząc po treściach publikowanych online obsługa granatnika może znacząco przekraczać potencjał owego nowego policyjnego narybku. Na szczęście do pałowania marszy opozycji wystarczy.

2. Z dziejów kościoła. W Dąbrowie Górniczej kilku lokalnych urzędników pana B. zdecydowało się w obrębie parafii kultywować męskie przyjaźnie. Do asysty zaprosili pana, co do nazwy profesji, którego trwają spory gdyż użycie angielskiego sex worker wydaje się mało patriotyczne a męska prostytutka okrutnie uwłacza jego płciowej tożsamości. Internet zaproponował prostytut i tego się trzymajmy. Prostytututowi się zasłabło a kultywujący męską przyjaźń nie chcieli wpuścić pogotowia pomogła dopiero przybyła policja. Powstały przekaz jest jednak pozytywny. Otóż prostytut był pełnoletni, co wskazuje, że nasza gromadka od męskiej przyjaźni nie podziela jednak hobby dużej części swoich kolegów po fachu no i w kryzysie powołań mamy wskazanie, że święcenia nie muszą oznaczać rezygnacji z życia towarzyskiego. Modlić można się wszak wspólnie a ubrania są opcjonalne.

3. Serce rośnie, gdy oglądamy naszych leśników. Podczas gdy armia wzorem natowskich kolegów ubiera się w nudne, rozlazłe i wygodne ubranka w ciapki z przydużymi kieszeniami Lasy Państwowe postanowiły zadać prawdziwego szyku. Akselbanty, (czyli te ozdobne sznureczki) i przede wszystkim operetkowych rozmiarów czapki z generalskimi wężykami pozwalają poczuć ów wschodni klimat. Siły zbrojne muszą się jeszcze sporo nauczyć.

4. A propos sił zbrojnych. Otóż pojawiła się w trakcie kampanii konieczność kolejnego udowodnienia, że Tusk chciał Polskę sprzedać i zdradzić. W obozie rządzącym trwa ostry spór, któremu sąsiadowi Rosji czy Niemcom. Kompromisowe rozwiązanie z Czechami lub Słowacją nie zostało zaakceptowane. Tym razem chodzi o to, że nasza armia planowała zamiast bicia się na granicy do ostatniego żołnierza cofnąć się do pierwszej większej przeszkody terenowej, czyli na linię Wisły. Który to plan był znany „od zawsze”. Ale tym razem, aby już ostatecznie pogrążyć złego Lorda Donalda odtajniono i opublikowano ledwie dziesięcioletnie plany obrony. NATOwskie w dodatku. Kto bogatemu zabroni. Nie żeby ta strategia stanowiła dla Rosji jakąś szczególną tajemnicę, ale zawsze jakoś tak głupio. Powinno się wprowadzić nową kategorię tajności „Polish Top Secret”, czyli tajne do następnych wyborów. Uroku sprawie dodaje fakt, że te plany to dokumenty wykonawcze do strategii opracowanej przez poprzedni rząd i poprzedniego prezydenta. Którzy byli potomkami carskiego oficera. Przypadek? Nie sądzę!

5. Równolegle trwa przegląd list Konfederacji. Przy tym ogrodzie zoologicznym pozostałe ugrupowania są powiedzmy sobie wprost, nudne. Faszystowskie pozdrowienia, antyszczepionkowość, cudowne leki pana Zięby, traktowanie kobiety jak przedmiotu to wszystko było jasne już wiele lat temu. Płaskoziemcy to jednak nowość jakaś jest. Mentzen mówi, że jak przyjdzie do władzy to będzie obniżał podatki, ale może powinien głosić, że obniży grawitację? Póki, co mógłby nauczyć kolegę Sośnierza sprzątać na klatce a w ostateczności opchnąć mu okazjonalnie własną żonę do pomocy. Ale jak wskazuje przykład wspomnianego już Sośnierza konfederatę musi być widać, słychać i przede wszystkim czuć. Może to zresztą dobra strategia wyborcza żeby sąsiedzi głosowali na ciebie, bo jak pojedziesz do Warszawy do sejmu to przynajmniej na klatce capić przestanie.

I tak sobie w tym kraju uroczo żyjemy. Miłego weekendu.