Smutny 11 listopada, czyli nic nowego

Marsz nienawiści odziany w nazistowską symbolikę uzyskał państwową bumagę. Teraz chłopcy z przepaskami na rękawach w części w brunatnych koszulach i z koalicyjkami maszerować będą, jako oficjalna reprezentacja rządu. Pozdrawiając ów rząd nieodłącznym salutem rzymskim/tudzież sugerując pragnienie zamówienia 5 piw po zakończeniu „uroczystości” (drodzy prokuratorzy podpowiadam wam wyjaśnienia umorzenia sprawy zupełnie gratis, wszyscy wszak wiemy jak jest) Podcierania się biało czerwona flagą ciąg dalszy. Widać tak być musi.

11 listopada stał się świętem obrzydliwym. Zresztą zawsze takim był. Bohaterami byli niedorobiony Hitlerek Dmowski, który swoją wymarzoną Polskę widział, jako wariant III rzeszy i Piłsudski, który kraj oddał w rękę ludzi tak skorumpowanych i nieudolnych, że w zasadzie w 39 poddaliśmy się bez walki a ci pouciekali. Obu widzimy na pomnikach takimi, jacy byli w chwilach największej świetności a nie tymi, kim w istocie się stali. Zwłaszcza Piłsudski broniony przez argumentację „dobry car źli bojarzy” lub głosy o starczej demencji. Święto II Rzeczpospolitej, która była dla większości Polaków gównianym miejscem do życia. Kraj, który widzimy przez pryzmat alkoholowych libacji Wieniawy a nie mordowanych setkami chłopów czy katowanej w Berezkich kazamatach opozycji.

Zlikwidujmy to święto. Zamiast tego dorzućmy wolny 2 maja albo jakiś dzień w wakacje. Zabierzmy patriotyzm naziolkom i oddajmy grillowi. No chyba, że 11 listopada to to, na co Polska zasługuje. Wciąż mam jednak nadzieję, że zasługuje na więcej.