Bezużyteczność i deja vu

Patrząc na to, co się dzieje u miłościwie nam panującej jedynie słusznej partii nie mogę się pozbyć wrażenia, że PiS życie obsadza w rolach, których się nie spodziewało. Od zawsze marzeniem wszystkich PiSowców było powielenie w Polsce modelu węgierskiego w postaci dojścia i sprawowania przez Orbana władzy. Ostatnio widać jednak, że historia złośliwie nie obsadza ich w roli Fideszu a socjalistów, którzy zrujnowali i zadłużyli kraj do tego stopnia, że utorowali Fideszowi drogę do demoktatury.

Kolejne tym razem historyczne deja vu objawiło się w kwestii… teatralnej. I to zarówno w kwestii dosłownej jak i merytorycznej. Małopolska kurator oświaty legitymująca się fanatyzmem i skłonnościami cenzorskimi w bezprecedensowej skali za cel wzięła sobie spektakl „Dziady”. Stanowczo odradzając podległym sobie szkołom wizytę w teatrze. Sam fakt, że Pani Kurator nie dostrzegła podobieństw między swoją postawą a postawą działaczy partyjnych w marcu 1968 nieszczególnie dobrze o niej świadczy. Prawdziwą grozę natomiast wywołuje porównanie wypowiedzi partyjnych kacyków z gomułkowskiego PRLu z wypowiedziami kobiety, która pono chełpi się nawet jakąś tam opozycyjną działalnością.

Swoją drogą zmotywowany przez wzmiankowaną wypowiedź przejrzałem sobie kilka publikacji o marcu 68. I nie mogę przeoczyć podobieństw zaczynając od tych oczywistych (Gomułka-Kaczyński to już było niejednokrotnie podnoszone) do tych mniej oczywistych. Konflikt koterii Morawieckiego i Ziobry to wypisz wymaluj natolińczycy i puławianie. A sam Ziobro z kolei aż zanadto przypomina pewnego szefa struktur bezpieczeństwa z partyzancką kartą i ogromnymi ambicjami. A sposób rozgrywania kryzysu emigracyjnego, ten dehumanizujący język, porównywanie opozycji do sprzedawczyków. Gdyby tylko zamienić emigrantów słowem na „ż” mieli byśmy wrażenie, że historia powtarza się kolejny raz. Zwyczajowo już, jako farsa.

Skąd, bowiem wynikał marzec a potem późniejsze kryzysy? Na stołkach sporo było wiernych towarzyszy broni, których kompetencje zawodowe pozostawiały jednak sporo do życzenia. A dziś? Prezes NBP nosi zaszczytne miano jednego z najgorszych szefów banków centralnych. Inflacja bije kolejne rekordy, podobnie jak kursy „twardej” waluty. A mina Prezesa zawsze taka sama. Pasmo nieustających sukcesów. Zdaniem Premiera z kolei inflacja to skutek działań Rosji i UE. I tylko On wraz z wiernymi pomocnikami broni nas własną piersią, choć wobec liczebnej przewagi przeciwników, broni nieskutecznie.

Płynnie przechodząc do nieskutecznej obrony tym razem granic nasze dzielne pospolite ruszenie wojskowo pograniczne zaatakowane zostało przez watahę migrantów. Głównie kamieniami, choć i jakieś granaty hukowe podobno były w użyciu. No i nasi bohaterowie, co to „zawsze gotowi i zawsze blisko” ledwie dali radę. Strach pomyśleć, co będzie jak zamiast migrantów z kamieniami zjawią się ruskie z kałachami. I gdzie w tej sytuacji będzie przedmoście rumuńskie. No, ale dziś ten rząd bohaterów w nowo zakupionych samolotach może po prostu uciec drogą lotniczą. Pikanterii całej sytuacji dodaje to, że nasze znakomicie zorganizowane Państwo (już przecież nie z tektury) miało niemałą trudność w zorganizowaniu dla pospolitego ruszenia ciepłych posiłków, śpiworów czy latarek. Kiedyś żołnierze jadący do Iraku narzekali, ale to jednak było kilka tysięcy km od Polski. Jak tak dalej pójdzie to do F-35 czy Abramsa polski żołnierz wsiadać będzie w dziurawych walonkach czy przetartej fufajce. A tak wyśmiewaliśmy się ze stanu przygotowań wojskowych na Ukrainie jeszcze kilka lat temu. Dziś możemy tak iść na korepetycje. Nie dziwi tedy fakt, że aby nieco upuścić frustracji i głodowi nasi pogranicznicy z typową dla mundurówki kindersztubą wśród licznych określeń kojarzących się raczej z podwórkową łaciną niż profesjonalną służbą. Taki wszak mamy klimat. Niezależnym mediom raczej niesprzyjający.

Klimat sprzyja za to epidemii. W odróżnieniu od poprzednich fal tu już nie stawimy na budowę falochronów. Pomysłem jest surfing. Aby broń Boże nie zniechęcić tych, co są prorządowi, ale antyszczepionkowi. Na szczęście nimi akurat zajmuje się z niebywałą skutecznością sam koronawirus. A fala zapowiada się naprawdę wysoka. I nikt nie wie czy są jeszcze w rządzie wystarczająco utalentowani surferzy. Póki, co brakuje miejsc w kostnicach, ale tylko patrzeć jak zabraknie ich w szpitalach. Ale karnawał trwa. Nawet, jeśli w Adwencie.

I mogłoby to wszystko wyglądać i brzmieć naprawdę ponuro. Bo przecież tak jest, kiedy rządzą ludzie o bardzo małym rozumku. Ale ostatnio jakoś tak powoli i niepewnie zaczęło zjeżdżać poparcie. Czyżby już czas na słowa: „Kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem”, „Nie możecie mi podać ani jednej rzeczy, z której moglibyśmy być dumni (w ciągu czterech lat), poza tym, że mamy władzę”