Co z tą Rosją?

Uważajmy, czego sobie życzymy. Bo Rosja z ponad 140 milionami mieszkańców pogrążona w wojnie domowej oznacza dziesiątki, jeśli nie setki milionów emigrantów na polskiej granicy. I co wtedy? Strzelać? Bo przecież trudno sobie wyobrazić, że podobnie jak Ukraińców witać ich będą Polacy z otwartymi rękoma.

To oczywiście scenariusz ekstremalny i mało (na szczęście) realistyczny. Ale czy tak wiele trzeba by kilka z tych słynnych batalionowych grup zawróciło swoje czołgi i ruszyło na Moskwę? Czy w ogóle Rosja możliwa jest w reżimie na wzór tego z Korei Północnej. Bez zachodniego wsparcia, części, technologii? W izolacji od Internetu. Z wszechobecnym terrorem FSB?

Jakiej Rosji chcemy? Pokojowej, to oczywiste. Ale czy Rosja potrafi zrezygnować ze snów o imperialnej potędze? Albo myśleć o bezpieczeństwie inaczej niż w kategoriach z lat 1814 i 1941? Czy wreszcie zaklęty krąg oligarchii, korupcji i opartej o surowce gospodarki może zostać przełamany? Demokracja to jest ustrój, który się w Rosji nie sprawdził. Ale czy tak naprawdę miał szansę? Kiedykolwiek?

Cały czas mam wrażenie, że boimy się Rosji nie w tych miejscach, co trzeba i że lekceważymy ją także w zupełnie niewłaściwych miejscach. Ale podstawowe pytanie pozostaje. Czy Rosja jest dziś na coś potrzebna światu? Poza pełnieniem roli etatowego czarnego luda, ale w tym akurat nie trzeba jej wspierać, radzi sobie od wielu lat znakomicie.