Ostatni miesiąc obfituje w analizy wojny w Ukrainie, które wahają się od kasandrycznie fatalistycznych do umiarkowanie katastrofalnych. Ba, w prasie pojawiają się wywiady niedwuznacznie sugerujące pojawienie się ruskich czołgów nad Wisłą już w 2028 roku. W centrum wszystkiego stoi Rosja. Kraj, który według wszelkich racjonalnych przesłanek powinien błagać zachód o zakończenie konfliktu. A mimo wszystko się trzyma, choć obserwacje z zewnątrz wskazują, że w szeregu obszarów do załamania może dojść w każdej chwili. Pochylmy się, więc na chwilę i zastanówmy się, co przemawia na korzyść a co obciąża Rosję na przednówku 2024 roku.
Na początek o mocnych stronach. Zdecydowanie Putinowi udało się skonsolidować władzę. Bunt Prigożyna był punktem zwrotnym. Po nim nastąpiły czystki i wymiana sporej liczny wojskowych a także egzekucja (na modłę rosyjską) samego sprawcy. Dziś pozycji Putina nikt już otwarcie ani nie krytykuje ani nie kwestionuje. Jest on Hegemonem. Druga kwestia to opanowanie burdelu na froncie. Armia rosyjska w mniejszym stopniu zaczyna przypominać pospolite ruszenie a w większym regularne wojsko. Gra w defensywie pozwoliła na ustabilizowanie kadrowe jednostek i przejście nawet do punktowych taktycznych ataków. No i wreszcie działania na arenie międzynarodowej przynoszą pewne efekty. Prorosyjskie elementy w Europie odniosły sukcesy tak na Słowacji jak i w Holandii. Są to oczywiście sukcesy umiarkowane tym niemniej jednak generują wsparcie dla starej węgierskiej marionetki i zwiększają ciśnienie na zamrożenie konfliktu. Podobno udało się ustabilizować na stabilnym poziomie produkcję uzbrojenia i amunicji, ale tu informacje są dość sprzeczne a paniczne dostawy z północnej Korei raczej tej tezie przeczą. Tym niemniej warto podsumować ustabilizowanie frontu i wytworzenie pewnego potencjału ofensywnego.
No i teraz przechodzimy, do ale… Śledząc to, co dochodzi z rosyjskiej gospodarki nie sposób nie zauważyć, że pacjent jest na wielu poziomach w stanie przedzawałowym. Trzecia część budżetu idzie na cele wojenne (a to tylko wydatki bezpośrednie z pośrednimi to pewnie i połowa), inflacja jest o krok od wkroczenia na ścieżkę galopu, rubel zbliża się do śmieciowych wartości będąc w zasadzie niewymienialny. Telewizor nie zgadza się z lodówka w sposób nienotowany po 89 roku a poziom materialnej smuty zaczyna doganiać przeklęte czasy późnego Jelcyna. Straty łączne w „operacji specjalnej” już dawno przekroczyły wszystko to, co po II wojnie wydarzyło się w Rosji i ZSRR. Mielone są całe roczniki młodzieży z gubinki. Ukryta mobilizacja kładzie głowy w kolejnych szturmach na ukraińskie wsie. A ci, co wrócili są właściwie tykającymi bombami.
I mimo wszystko jednak ten kolos stoi i gryzie. I jest niebezpieczny. Jak bardzo? Problem z odpowiedzią na to pytanie wiąże się z brakiem stress testów na całym organizmie. Bunt Prigożyna pokazał, że ta pozornie trwała konstrukcja potrafi rozpadać się błyskawicznie. Zastanawia, więc co się stanie w momencie większych buntów na tle ekonomiczno-społecznym (np. matki i żony żołnierzy, pierwsze oznaki już były) lub etnicznym (sytuacja na Kaukazie może potencjalnie uruchomić i Czeczenów i Inguszy zwłaszcza, że pomoc z Azerbejdżanu może na tyle odwrócić uwagę Rosji, aby pozwolić na załatwienie porachunków z Armenią). Stale intryguje postać Nawalnego. Wobec bezwzględnej rozprawy z Prigożynem sam fakt tego, że Nawalny jeszcze oddycha jest intrygujący.
Do tego stale mam wrażenie, że długofalową strategią Waszyngtonu jest powolne wykańczanie Rosji bardziej ekonomiczne niż militarne. Wojsko ukraińskie otrzymuje uzbrojenie stopniowo, w tempie, które rosyjskiej armii raczej nie tyle niszczy, co ją eroduje. Upadek powinien być kontrolowany z obawy o atomowe arsenały. Co brzmi logicznie, ale mam obawy czy upadek realnie może być całkowicie kontrolowany. Zwłaszcza, że wsparcie dla Ukrainy w samym Waszyngtonie stało się liną do przeciągania między proputinowskimi politykami partii republikańskiej a demokratami. Którzy zresztą mają swoich własnych onucowych szaleńców.
Co więc nas czeka w 2024 roku? Z rzeczy pewnych ukraińskie F-16. A walka o niebo nad Ukrainą może dać nowa nadzieję. Bez frazesów o gamechangerach. Ale z utylizacją kolejnych setek tysięcy onuc. Warto, aby także postarać się o nowe polityczne otwarcie. Liczę na Sikorskiego. Bo Zelenski ewidentnie wymaga pomocy.