Aborcja i pytanie o rzeczywisty potencjał polityczny

Panika i spadek poparcia PiS, jaki wywoływały „czarne marsze” wywołał wrażenie ogromnego znaczenia kwestii aborcyjnych w polityce. Kilka lat później można już spokojniej stwierdzić, że to prawda tylko częściowa. Do orzeczenia trybunału aborcja pozostawała w polskiej rzeczywistości problemem o mniejszej politycznej istotności. Dominującą postawą było wykonywanie zabiegów przez zamożniejsza i bardziej świadomą część społeczeństwa za granicą przy relatywnie dobrym zabezpieczeniu kwestii okołoporodowych.

Atak PiS/TK dotyczył właśnie kwestii bezpieczeństwa okołoporodowego. Oczywiście wcześniej został należycie obrobiony w warstwie symbolicznej gdyż przesłanki terminacji ciąży o charakterze medycznym uzyskały przymiotnik „eugenicznych”, co stworzyło ścieżkę do uznania za niekonstytucyjne a w rezultacie wywołało pożądany „efekt mrożący” wśród personelu medycznego.

Rezultaty są takie jak można z łatwością przewidzieć. Ginekolodzy nie chcą ryzykować nawet w ewidentnych przypadkach. Giną, więc pacjentki wskutek łatwych do rozwiązania powikłań a ciąża w Polsce staje się śmiertelnym ryzykiem zwłaszcza dla kobiet starszych. Dodatkowo lekarzom przestaje się ufać. Szczególnie boleśnie odczuwa to wschód polski od lat pławiący się w katolickim fundamentalizmie, który równocześnie wymiata najbardziej wartościowy personel medyczny i sprawia, że większość szpitali powiatowych jest szpitalami tylko z nazwy i ambicji polityków. Określenie „umieralnia” wcale nie jest rzadkie a przypadki katastrofalnych zaniedbań są ogromne.

Demografia jest tylko ostatnim akordem tej smutnej pieśni. Pytanie jednak brzmi czy to będzie miało znaczenie wyborcze? I tak i nie. Na pewno pomoże w obszarach wielkomiejskich gdzie samoświadomość kobiet jest dużo większa a istotność problemu jest dostrzegana. Czy jest to na tyle silne, aby ruszyć prowincję? W mojej opinii zależy od tego na ile opozycja będzie potrafiła przekuć temat aborcji na linię opieki nad kobietą w ciąży i powiązać go z bezpieczeństwem zdrowotnym. Pytanie czy nie warto zawalczyć o tę samą warstwę symboliczną i wytworzyć obraz zagrożenia dla ciężarnych kobiet i zastraszonych ginekologów. Niestety nie bardzo, kto ma to robić. Lewica na prowincji to kiepski żart. A PO brakuje charyzmatycznych posłanek w odpowiednim wieku. Spora część damskiej ekipy PO/KO czas macierzyństwa ma już dawno za sobą i raczej temat „babciowego” może stanowić dla nich sensowną platformę komunikacji. Niewiele w PO/KO jest Pań, dla których to doświadczenie może mieć charakter osobisty.

No i pozostaje jeszcze kwestia tego na ile tematy aborcyjne mają obecnie polityczną „wagę” większą od inflacji, wojny czy migracji. Na ile opozycja potrafi grać na tych fortepianach w sytuacji, kiedy nawet lewicy łatwiej przychodzi mówienie o prawach kobiet trans a niżeli tych zupełnie zwyczajnych z macicami.