Wybory samorządowe – triumf nie do końca zgniłych kompromisów

W polskich samorządach problemem jest od zawsze to, że ich słabości i siła ma źródło dokładnie w tej samej rzeczy – lokalności. Patrząc z pewnego oddalenia dość często podejmowane na poziomie lokalnym decyzje są mało racjonalne w perspektywie możliwość rozwojowych danego obszaru i realizują dość absurdalne połączenie ambicji i chciejstwa czasami w oczekiwaniu na cud. W takim Elblągu na przykład wszyscy bez wyjątku będą wspierać budowę przekopu i przekonywać, że miasto ruszy galopem i z kopyta oraz że zacznie konkurować z Gdynią czy nawet Szczecinem. Oczywiście każdy, kto przeanalizuje sytuację ze śladowym obiektywizmem zaraz wpadnie na to, że wspomniana sytuacja z wielu przyczyn nigdy nie nastąpi. Ale jednak wiara mieszkańców i lokalnych polityków w ów cud jest na tyle intensywna, że nikt nie pozwoli sobie na jej ignorowanie.

Podobnie nieuchronna w samorządach atmosfera wzajemnej poufałości i poczucie zblatowania wszystkich ze wszystkimi. Cenna rzecz, kiedy włodarz jest rozgarnięty i trzeba przeprowadzać złożone procesy inwestycyjne w oparciu o wzajemne zaufanie. Katastrofa, kiedy mamy do czynienia z nieudolnym satrapą, który woli administrować zamiast rozwijać a podwładnych traktuje niczym poganiacz niewolników. Ale też w samorządach zwłaszcza tych mniejszych sprzężenie zwrotne z elektoratem jest znacznie silniejsze. Znam wójtów, którzy spektakularnie zwalniając panią Krysię z księgowości przegrali wybory, bo cała ich kampania i plakaty nie miały szans z żalem Pani Krysi i jej networkiem rodziny i znajomych.

Im niżej, więc tym partie odnajdują się słabiej. Metka PiS czy PO dobra jest na wybory do Sejmu czy czasami Sejmiku. Ale już w gminie może mocno przeszkadzać. Widać to zwłaszcza ostatnio, kiedy wielu działaczy PiS z logo partii stara się delikatnie mówiąc nie afiszować. Kilkutysięczna gmina jest obszarem, na którym osobista znajomość z wójtem może dotyczyć sporej części mieszkańców. Na drugim końcu mamy miasta typu Warszawa gdzie szansa zetknięcia się z prezydentem miasta poza przedwyborczą ustawką z „Diuną” w tramwaju jest czysto teoretyczna. Im więcej, więc wyborców tym więcej daje partyjne logo. Problemem dla partii często jednak okazują się włodarze, którzy zanadto się usamodzielnili. Może to prowadzić do takich paradoksów jak ogólnopolski ruch samorządowców startujący w wyborach do parlamentu. Zanim okazał się PiSowską przystawką zdołał jednak sporo namieszać. Więc wprowadzone przez PiS ograniczenie do dwóch kadencji pewnie się utrzyma.

Jaka konkluzja? Otóż jednak optymistyczna. Samorząd w Polsce działa. Niekiedy działa paskudnie jednak niemal zawsze działa tak jak chcą tego mieszkańcy. Teraz jednak po trzech dekadach przed samorządem najcięższe z wyzwań: demografia. Tu nie będzie jeńców i w ciągu najbliższych dekad połowa naszych samorządów po prostu wymrze. Póki, co rządzący starają się tego nie dostrzegać, ale potwór jest tuz za drzwiami. I nadchodzi..