Świat A.D. 2024 – pokrętne logiki niestabilności

Przewidywania geopolityczne starzeją się strasznie szybko. A ostatnio nieszczególnie na horyzoncie widać osoby, które miałyby w tym zakresie istotny talent. Większość tych, którzy słusznie zidentyfikowali rosyjskie niebezpieczeństwo w 2022 dzisiaj mylą się często a ich opinie maja na celu głównie przyciągnięcie kliknięć a nie jakąś racjonalna analizę. Poza tym ego-trip jest dla naszych analityków i dziennikarzy na porządku dziennym.

Do czego piję? Po pierwsze Rosja i Ukraina. Po porażce zeszłorocznej ofensywy wojna przeszła w fazę pozycyjną. Niestety z niekorzyścią dla Ukrainy, bo ta ma mniejsze rezerwy zwłaszcza ludzkie a i te materiałowe z winy głownie USA nie są bez dna. Patrząc na to, co się dzieje wewnątrz Rosji pytanie, jakie zadawałem już wcześniej, czyli czemu ten kraj jeszcze stoi, pozostaje dalej zasadne. Tylko, że tu wracamy do wszechobecnego obecnie kasandryczenia. Ciekawi mnie osobiście zwłaszcza sytuacja po wyborach prezydenckich w Rosji. Bo reżim Putina ma typową dla systemów totalitarnych skłonność do „sprężania się”. Po wydarzeniu nastąpi zapewne nieuchronny „wydech”, więc wiosna i lato powinny stać się wbrew pozorom momentem szczególnej wrażliwości wschodniej satrapii. Poparcie dla Putina jest stabilne, ale… właściwie wszystko, co wiemy o opiniach wewnątrz Rosji pochodzi z jednej organizacji prowadzącej „niezależne” badania społeczne. Ile są warte takie badania w totalitarnym kraju nie muszę wam tłumaczyć. O kłopotach Ukrainy wiemy zdecydowanie więcej, bo jest to kraj demokratyczny i zasadniczo dość transparentny. Dymisja naczelnego dowódcy i dość raptowna utrata kapitału politycznego przez prezydenta jest kłopotem. Ale nie jest katastrofą. Fascynująca jest zmiana postawy Francji z gołębiej na wręcz tygrysią. Ja cały czas jednak myślę skrycie, aby uważać, czego sobie życzymy. Bo jak ta ultra stabilna Rosja zacznie się sypać może być naprawdę ciekawie. Na marginesie warto odnotować ohydne w treści wystąpienie kacapskiej onucy z Watykanu. Bez niespodzianek.

Wojna Izraela z Palestyńczykami jest pozornie prostsza. Ale tylko pozornie. Bo ta wojna trwa i trwa mać gdyż zakończenie/zamrożenie konfliktu oznacza rozpoczęcie zadawania niewygodnych pytań. I polityczny koniec Bibiego Netanjahu. A tymczasem Izrael usiłuje wykonać „ostateczne rozwiązanie” kwestii palestyńskiej. Przynajmniej na obszarze Strefy Gazy. Palestyńczyków chce wypędzić, ale jedyny możliwy „odbiorca”, czyli Egipt wcale się do ich przyjęcia nie pali. Próbuje także strefę „wziąć głodem”. To długoterminowo jest kłopot dla Izraela. Nie dewastujący natomiast na pewno w sporej mierze delegitymizujący na arenie międzynarodowej. Wyjścia nie widać plany ad hoc rzeźbione przez USA są drogą donikąd, pozwalającą na zamrożenie konfliktu a nie na jego rozwiązanie. W rozwiązanie zresztą, uczciwie, nikt nie wierzy.

No i mamy USA. I Trumpa. Konia z rzędem dla tego, kto racjonalnie może ocenić jego szanse na prezydenturę. Trzeba jednak przyznać, że metoda totalnej obstrukcji stosowana przez republikanów przynosi rezultaty. A to jest zguba dla Stanów, bo przecież to samo mogą robić i będą robić demokraci. Poza tym mamy rosnącą falę izolacjonizmu. USA przestały rozumieć na poziomie fundamentalnym zależność między ich dobrobytem a pozycją mocarstwa. Administracja to oczywiście rozumie, ale masy ludowe już niekoniecznie. Słuchając opinii amerykanów ma się wrażenie, że pełno w niej żalu za utraconym poczuciem wyższości. Świat nie tyle dogonił USA w poziomie życia, co na poziomie przeciętnego mieszkańca przegonił. Mamy, więc dostatnie USA krzemowej doliny i klasy średniej mid westu oraz to USA zdewastowanych, postindustrialnych miast, zamienionych w getta przez fatalne miejskie planowanie. USA najlepszych szpitali i USA, w którym wezwanie karetki oznaczać może całe życie w niespłacalnym długu. Wreszcie kraj najlepszych uniwersytetów i kraj, w którym „shooter drills” i ochroniarze w szkołach stały się właściwie elementem krajobrazu. W tym drugim kraju głos na Trumpa to głos rozpaczy i beznadziei. Tyle, że on programu zaradczego nie posiada, a jego zaplecze to w sporej mierze sprawcy i beneficjenci tych wszystkich problemów. Na pewno na sukces Trumpa liczy Putin. To ma być jego Mirakel des Hauses Brandenburg v.2.0.

Podsumowując, obecny rok nie będzie niestety upragnionym rokiem pokoju. Nie przyniesie też raczej ostatecznego upadku Rosji. Najlepsze, na co możemy mieć nadzieję to sytuacja, w której parafrazując znane powiedzenie będzie niezbyt różowo, ale stabilnie.