Moralność transakcyjna

„Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony” to zdanie wypowiedziane przez premiera Wielkiej Brytanii Henry’ego Temple’a to apoteoza myślenia imperialnego z czasów Kongresu Wiedeńskiego. To jest właśnie to myślenie, jakie obecnie z lubością wspominają rosyjscy giełopolitycy i giełostratedzy, którzy tak znakomicie zakręcili w głowie Putinowi.  Oczywiście zachodnioeuropejska myśl polityczna nie jest takich koncepcji pozbawiona mamy indywidua w rodzaju John’a Mearsheimer’a który na mniejsze kraiki i ich chęć samostanowienia spogląda tylko, jako jakąś aberrację w odwiecznej grze mocarstw (przypadkiem tylko obficie podlewany jest on rubliczkami). Przecież wystarczy tylko się poddać i dać przenegocjować swoje losy potężniejszym od siebie. Idealny wyraz takie widzenie świata znalazło w niesławnych porozumieniach mińskich gdzie o losach Ukrainy decydowały Państwa, które z nią nie graniczyły a niejako w jej imieniu negocjowały z bandytą Putinem, który ten kraj napadł.

Ale wbrew pozorom można gorzej. Dużo gorzej. Bo na arenę wchodzi Donald Trump. Jego wizja polityki zagranicznej USA opiera się na zasadach usługowych. Chcesz bezpieczeństwa, cóż płać. Lotniskowce same się nie utrzymają. Kasa musi się zgadzać. No i USA musi być stać na to, aby swoim miliarderom dawać kolejne ulgi podatkowe. Pałace same się nie postawią. Business is business. Jak nie płacisz to USA ma w d. to całe NATO i bronić nie będzie.  

Spora część amerykańskiego imperium opiera się tak naprawdę na zapewnieniach i wierze. Podobnie jak bankowość takie podejście to trochę domek z kart. Jeżeli kraje na świecie zaczną wątpić w zdolność USA do realizacji własnych zobowiązań zrobi się ciekawie. Przede wszystkim zrobi się niebezpiecznie. Bo co zdobią kraje żyjące w zagrożeniu egzystencjalnym ze strony sąsiadów? Jak zapewnią sobie bezpieczeństwo? Tajwan? Korea Południowa? Polska?

Taka transakcyjna moralność tylko pozornie ma zalety. Bo wbrew słowom Temple’a nawet interesy nie są wieczne. A tym bardziej mocarstwa. Zwłaszcza, kiedy wyłaniają tak słabych i niestabilnych przywódców. Pax Americana stanął nad krawędzią. Oby z pomocą Trumpa nie uczyniono wielkiego kroku naprzód.

No i gdzie jest ten mityczny amerykański deep state jak go potrzeba?