Obajtek – Par excellence jako złodziej…

Kariera Daniela Obajtka stanowi współczesną reinkarnację klasyki w postaci pozornie tylko satyrycznej książki „Kariera Nikodema Dyzmy” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Im bardziej człowiek zagłębia się w to bagno tym bardziej uderzające są podobieństwa. I podobna skala fantastycznych niemożliwości. Bo przecież jest Obajtek królikiem z kapelusza. Kapeluszem jest małopolska gmina Pcim gdzie młody i ambitny wójt zwraca uwagę Jarosława Kaczyńskiego. W jego nieokrzesaniu, ambicji i braku jakichkolwiek moralnych granic i skrupułów dostrzeże prezes narzędzie bez mała bliskie ideału. Dodatkowo mocno szemrana biznesowa przeszłość oferuje niezbędną do kontroli bazę kompromatu.

Początkowo zaczyna „powoli” prezesując Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Agencja nieco na uboczu ale bogata w konfitury. Test zalicza z wynikiem pozytywnym bo już półtorej roku później zostaje prezesem Energii jednej z czołowych spółek energetycznych. Tam już jeńców nie bierze. I nagroda przychodzi błyskawicznie. W postaci Orlenu. A tam Obajtek realizuje każdą fantazję prawicowców. Fuzja z Lotosem. No problem. Monopol? Jaki monopol. PiS potrzebuje mediów? No to Daniel odkupi zdychające Polskapresse. I zakąsi równie martwym Ruchem. Paliwo za drogie a wybory za pasem? Daniel cenę obniży.

Z dzisiejszej perspektywy widać dlaczego na stołku starego wygę Jasińskiego zastąpił Obajtek. Ilość pieniędzy jaka była „przepalana” w różnych inicjatywach przez spółkę jest niesamowita. To nie są miliony, ani dziesiątki milionów. To są miliardy. I wydaje się że przewiny ex-prezesa nie będą trudne do udowodnienia. Stąd desperacka dość próba ucieczki pod immunitetowy kapelusz w europarlamencie. Po drodze mamy kuriozalny wywiad w którym Daniel skarży się jakim piekłem i koszmarem były dla niego lata spędzone w Orlenie. I te parę milionów pensji zapewne też nie pomagało ukoić bólu.

Można byłoby się oczywiście zapytać dlaczego tak wybitny menedżer zamiast kariery w europarlamencie nie wybierze jakiegoś nowego wyzwania w prywatnym biznesie. Przecież taki Microsoft czy Apple powinny przebierać nogami aby zatrudnić fachowca tej klasy, ba bohater poprzedniej notki Elon w Tesli ma ostatnio spore kłopoty więc jak by mu tam daniel pomógł… Ale przyznacie że sarkazm ma jednak określone granice po których robi się niesmaczny.

Podsumowując: żal że jedynym losem prowincjuszy w polskiej polityce jest robienie za słupa. Ale szybkie kariery mają swoją cenę. Wysoką ale wymierną. Wypada mieć nadzieję że tę cenę w kolejnych latach naszemu Dyźmie przyjdzie jednak zapłacić.