Izrael – dokąd to zmierza?

Wiele wskazuje, że izraelskie lotnictwo atakami dronowymi cynicznie wymordowało wolontariuszy niosących pomoc w Strefie Gazy. Wśród nich jednego Polaka. Jest to kolejny element rozprawy z Palestyńczykami, która ciągnie się od październikowych ataków Hamasu. Oczywiście zarówno działania Izraela jak i wcześniejsze ataki Hamasu nie przyniosą żadnego rozwiązania. Palestyńczycy, bowiem o tyle przypominają żydów, że ani na Bliskim Wschodzie nikt ich nie chce ani nie mają, dokąd uciekać. A Izrael przypomina Rosję gdyż zaangażował się w konflikt, z którego nie ma żadnego politycznego wyjścia.

Jest oczywiście i drugie dno. Znowu podobne nieco do rosyjskiego. Otóż tak jak przegrana w Ukrainie oznaczałaby koniec Putina tak zakończenie lub choćby zamrożenie konfliktu w Izraelu oznacza koniec Netanjahu. Koniec nie tylko polityczny, ale także zupełnie przyziemne aresztowanie i skazanie w licznych procesach korupcyjnych. Wojna, więc trwa i trwa mać. Chociaż po drodze wykańcza nie tylko izraelską gospodarkę i turystykę (tę ostatnią zresztą także w krajach ościennych m. in. w Egipcie), ale też dużą część międzynarodowej sympatii. Bo też Izraelem rządzi koalicja, która śmiało można określić mianem faszystowskiej tak w ideologii jak i działaniach. Obecnie metody, stosowane tak wewnątrz Izraela jak i na terytoriach palestyńskich, coraz bardziej wskazują na chęć ideologicznego przejścia z f do n.

Tylko, że nie jest tak łatwo „pozbyć się” kilku milionów Palestyńczyków, którzy po „czarnym wrześniu” traktowani są w krajach arabskich jak zaraza. Poza tym trudno nie zauważyć, że długi konflikt osłabiający Izrael jest właściwie całemu otoczeniu na rękę. Radości nie kryje Iran w jakimś stopniu inicjator całej awantury, a i reszta krajów zatoki przycięcie coraz bardziej aroganckiemu Izraelowi pazurków traktuje, jako rzecz raczej pozytywną. Niezadowoleni są tylko najbliżsi sąsiedzi: Egipt, Liban, Jordania czy Syria liczą się z tym, że w jakiejś formule ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej te miliony uchodźców mogą zostać wypędzone w ich kierunku. Wszak koledzy Bibiego z rządu nie raz o tym wspominali. O potopieniu w morzu także.

O jednym wszak Netanjahu zdaje się nie pamiętać. Otóż Izrael to nie Rosja i jakakolwiek autarkia jest tam niemożliwa. A dalsze przeciąganie konfliktu i kolejne etniczne czystki stanowią w zachodnim świecie coraz większy problem polityczny. W amerykańskich wyborach sympatia dla Izraela znacznie się kurczy a wyborców arabskich jest więcej od tych żydowskich. Dodatkowo Arabowie w USA są właśnie swing voters często w swing states. Jeżeli więc Bibi swój kraj przehandluje za iluzję wolności osobistej to i Biden i Trump zdecydowanie przehandlują wsparcie dla Izraela za wygrane wybory.