Wypadek, czyli soczewka państwa PiSu

Miało być jak zwykle. Banalny wypadek ot kierowca stracił panowanie nad autem, uderzył w barierki, trzyosobowa rodzina spłonęła w samochodzie. Przyjechała policja powiedziała, że nic się nie stało wielkiego. Tragiczne, ale dzień, jak co dzień na autostradzie A1 pod Łodzią.

Kilkaset metrów dalej zupełnie bez związku wypadło z drogi sportowe BMW.

Załatwione i nic się nie stało proszę się rozejść. Tylko jeden problem. Mamy Internet.

Sprawa od początku się nie zgadzała. Za dużo śladów opon, nerwowa policja. Są w Internecie ludzie, którzy się zajmują wypadkami drogowymi. Są na drogach ludzie z kamerkami. Rozpoczęło się śledztwo. Społeczne i masowe. Internet jest paskudnym miejscem, ale czasami niespodziewanie wraca do swojej zapomnianej roli medium łączącego ludzi. Bardzo różnych ludzi.

Dość szybko okazało się, że dwa wypadki były w istocie jednym wypadkiem. I że w wypadnięciu z drogi wymownie rodzinnemu autu pomogło sportowe BMW. Prowadzone przez progeniturę lokalnego łódzkiego biznesu. Podrasowane w lokalnych łódzkich „garage” (jak lubią nazywać swoje przybytki specjaliści od „tuningu” aut, aby ograniczona intelektualnie młodzież mogła pozbawić życia siebie i innych w sposób bardziej widowiskowy) gdzie umożliwiono pojazdowi rozwijanie prędkości ponad 300 km/h.

Ludzi dręczyła wizja płonącego w środku rozbitego samochodu 5 latka i młodzieńca, który autostradę traktował niczym tor wyścigowy, więc drążyli dalej. Zwracała uwagę więcej niż obojętność zarówno policji jak i prokuratury. Śledztwo trwało. Okazało się, że rodzinne i towarzyskie powiazania miedzy sprawcą i jego rodziną a organami mogą być bliskie. Smród był coraz większy. Zainteresowała się Warszawa. Granat w szambie w końcu wybuchł. Niestety zbyt późno. Potencjalny sprawca zdecydował się na egzotyczne wakacje uprzedzony o zamiarze aresztowania przez samego ministra sprawiedliwości. A policja jak wiele razy wcześniej (Jacek Jaworek pamiętamy!) została z niczym.

Po ośmiu latach rządów PiS poziom bezprawia w kraju osiągnął taki stan, że pozostał już tylko internetowy lincz. Jedyny sposób na dojście sprawiedliwości. Ostateczny dowód na rozkład struktur państwa. I tak sobie myślę że gdyby internetowi udało się zgromadzić odpowiednie środki to akurat na Dominikanie (domniemanym miejscu pobytu domniemanego sprawcy 😉 ) znajdą się ludzie zdolni wymierzyć odpowiednią karę. Bez angażowania krajowego wymiaru sprawiedliwości.

Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że to jest w istocie pajęczyna powiatowa. Rodzice tego „rajdowca” to żadne Solorze czy Kulczyki tylko lokalny biznesik, temat w policji podobno był pilotowany (to mamy do czynienia ze spekulacjami a nazwisko potencjalnego sprawcy jest popularne wiec trzeba jednak uważać) przez stosunkowo niskiej rangi funkcjonariusza. Jestem szczerze przekonany, że w wymiarze bezpośrednim szefostwo PiS nie miało z tym syfem nic wspólnego.

W wymiarze systemowym jednak wina jest ewidentna. W prokuraturze i policji blisko dekada czystek i przetasowań pozwala na istnienie takich powiatowych imperiów opartych na miernych, ale wiernych funkcjonariuszach. Którzy w zamian za lojalność dostają przyzwolenie na takie „drobne” akty klanowej lojalności dla zblatowanego z nimi lokalnego biznesu. Starszym czytelnikom przypomną się lata, 90 bo to w istocie ten sam system, ale w innych dekoracjach. Zresztą przykład idzie z góry od komendanta z granatnikiem począwszy. Instytucjonalna dewastacja pozwala na odrodzenie się obszaru „miasta prywatnego” gdzie poziom zblatowania instytucji władzy z lokalnymi biznesami przekracza poziom bezpieczeństwa.

No i dochodzi kwestia prawa. Sytuacja, w której zabicie kogoś pędzącym 300 km/h pociskiem zagrożone jest max. 8 latami więzienia a za niewłaściwe rozliczenie VATu z faktury za nabycie tego pojazdu możemy dostać 25 lat to nie jest normalna. A to właśnie Ziobrowy kodeks karny. Politycy zresztą wszystkich opcji mają dziwną miękkość, jeśli chodzi o karanie drogowych przestępców. Bo kodeks ruchu drogowego jest dla innych. Bo jak Kali ukraść krowa…

Czy zmiana władzy ten problem rozwiąże? Zapewne nie. Ale też jest to pierwszy krok. Bo o wiele rzeczy można obwiniać Tuska, ale komendanta, który wysadził granatnikiem własny gabinet to on by na stołku nie zostawił.

Moje prywatne chapeau bas dla wszystkich nieustępliwych tropicieli, którzy sprawili, że w tej sprawie zaistnieją przynajmniej pozory sprawiedliwości. Drążcie dalej, ujawniajcie powiązania, pokazujcie mechanizmy. To dzięki wam ta śmierć będzie miała jakiekolwiek pozytywny rezultat. Kto wie może dzięki wam kiedyś wszyscy na drogach poczujemy się bezpieczniej.